Podróż uśmiechu :)

Czasami cel podróży nie jest najważniejszy - liczy się sama droga, to, czego się na niej dowiadujesz i co robisz

Kajakiem po Pilicy, 8-9.08.2020

By 23:08 , , ,

Covidowe lockdowny wymęczyły nas okropnie! Skoro zagraniczne szlajanie się zostało zawieszone, pozostało nam korzystanie z polskich atrakcji, do których niewątpliwie należy letni spływ kajakowy.


Pyt. w 2024: Kto wpadł na ten pomysł? Kto tak daleko przeskrollowałam internet? Ania czy ja? 😉
Odp. w 2024: Chyba jednak ja, a inspiracją był Bartek z Paragonu z Podróży, który w 2017 wybrał się ze swoim kajakiem (pneumatycznym) w kilkutygodniowy spływ fińskimi jeziorami. No kosmos! 😍

Nasza wersja "Kajakiem w Polsce" jest znacznie bezpieczniejsza, zachowawcza i przewidywalna. W sumie - nudy. Wynika to jednak z tego, że sama miałam wtedy nikłe doświadczenia z kajakiem (jakieś mgliste z dzieciństwa plus epizody w trakcie wcześniejszych podróży), ale bardzo chciałam to zmienić. Najlepiej to robić oczywiście w parze, natomiast przez to, że "para Ania+Ania" rozrosła  się do dziesięcioosobowej zróżnicowanej grupy znajomych, padło finalnie na prosty jednodniowy spływ Pilicą na trasie Tomaszów Mazowiecki - Inowłódź - Zakościele.
Trasa ma ok. 20 km długości, a jej czas przepłynięcia powinien trwać ok. 5 godzin.

Sobota - spływ

Poranny, przepełniony pociąg wiezie nas (Ania+Ania) z Krakowa do Tomaszowa Mazowieckiego.

Pełen rynsztunek, jak z najlepszych autostopowych czasów!

Na nieco smutnym dworcu meldujemy się o 9:30. Zabierają nas stąd znajomi i razem z ich pieskiem ruszamy prosto do Spały na przystań (ta w Tomaszowie jest niestety zamknięta). Tutaj dłuższą chwilę zajmuje oczekiwanie na wydanie zarezerwowanych 5 kajaków dwuosobowych, w międzyczasie dojeżdżają kolejni nasi grupowicze - i jesteśmy gotowi na spływ!

Widoczne wielkie podekscytowanie tej z prawej (to ja)

Pilica jest bardzo wdzięczną rzeką do kajakowania. Wije się niespiesznie wśród pól i zadrzewień, jej nurt jest dosyć leniwy, a w wielu miejscach jest wystarczająco szeroka nawet dla niedoświadczonych kajakarzy. Oferuje wspaniałe widoki, a na niektórych odcinkach także możliwość zwiedzania ruin zamków lub historycznych kościołów. Wzdłuż jej brzegów jest kilka przystani dla kajakarzy i dzikich, małych plaż.
Letni gorący weekend oznacza jedno - płyniemy w morzu ludzi 😐 Trudno się jednak dziwić, jest to jedna ze sztandarowych atrakcji regionu, a pogoda nadaje się tylko i wyłącznie do spędzenia czasu w pobliżu wody.

Sadowię się z przodu kajaka, Ania bierze tylną miejscówkę, wiosła w dłoń - pora ruszać!

Wyścigi grupowe

Widoki faktycznie są magiczne, zwłaszcza w tym pięknym słońcu:





Czuję się tak błogo, że Ania przejmuje całą robotę z napędzaniem kajaka. Słaby ze mnie towarzysz 😁
Grupa nam się rozbija w trakcie spływu, dlatego spotykamy się mniej więcej w połowie trasy na wspólnym odpoczynku przy jednej z łach. Tutaj Daisy (golden retriever znajomych) się wykąpie, my zjemy przekąski, porobimy głupie fotki, odpoczniemy przed dalszym wiosłowaniem:




Z prawej była Ania, ale nie lubi tego zdjęcia, więc musiała zostać wycięta. Anno, widzę Cię jednak, patrząc na to zdjęcie! Ktoś musiał mnie rozśmieszyć 😀
Dalsza trasa jest równie malownicza, a przy tym nieco mniej zatłoczona. Chwilo, trwaj 💗



Po drodze mijamy też kościół św. Idziego w Inowłodzu - a właściwie jego rekonstrukcję z XX wieku. Oryginał jest (był?) datowany na XI wiek.

Kościół św. Idziego w Inowłodzu

Niedługo później kończymy cały spływ. Trasa zajęła nam prawie 6 godzin 😉
Bardzo długo, jednak po doliczeniu dryfowania i rozmów z innymi grupowiczami, niemal godzinnego wypoczynku przy łasze i mojego skrajnego wręcz lenistwa, jeśli chodzi o wiosłowanie, wynik ten jest całkowicie uzasadniony.

Po takim dniu pizza w Spale i później piwko nad Zalewem Sulejowskim smakuje wręcz wyśmienicie!


Zdjęcie jak zwykle na relacje/instastory?
No to warto wspomnieć, że to była ostatnia chwila, gdy trzymałam telefon w ręce - chwilę później wpadł do tegoż zalewu.

Noc spędzamy na kampingu Łoś w Leonowie, grając w planszówki, alkoholizując się, głaszcząc Daisy i - w moim przypadku - susząc rozłożony telefon i modląc się o powrót funkcji zalanego mikrofonu.



Po wspaniałej, ciemnej noc w namiocie (jak ja za tym tęskniłam!!) czas na poranną kawę w gastronomii przykampingowej.

Dzień dobry telefonie, działasz już?

Telefon zadziałał na tyle, że dojechałam do domu. Dalsze kroki podjął mój M. - po profesjonalnym serwisie udało się przywrócić wszystkie jego funkcje życiowe.

Uff, jak dobrze, że nie wzięłam ze sobą aparatu!

Wycieczka bez podsumowania kosztów, bo ich nie zapisywałam 😁
Powiedzmy jednak, że: bilety PKP - kilkadziesiąt złotych, tyle samo wypożyczenie kajaka, kamping dalsze kilkadziesiąt złotych, jedzonko głównie swoje przywiezione z domu poza piwem wieczornym i kawą z rana na kampingu.
Razem: kilkaset złotych.

Wspaniała matematyka, powinnam ten styl zaimplementować do pozostałych pamiętników podróżniczych 😁

Spodoba Ci si� r�wnie�

0 komentarze