 |
| Ta sosenka ❤ |
 |
| Bagienka |
 |
| Kładka przez bagna |
Droga na początku jest niesłychanie malownicza. Widok na fiordy pojawia się trochę później i naprawdę zapiera dech.
 |
| Przede mną Lysefjorden... |
 |
| ... Za mną Botnefjorden |
 |
| Urocze jeziorko na trasie. Spoiler: finalnie tutaj będę spać 😀 |
 |
| Po prawej stronie była chatka - schronienie awaryjne. |
 |
| Nareszcie, jestem niemal u celu! To Lysefjorden |
 |
| Oto Preikestolen, a na zdjęciu przypadkowy późnopopołudniowy zdobywca. |
O 16:25 jestem na Preikestolen!
 |
| Glany na wypadek prognozowanego deszczu. W tle Lysefjorden. |
Trochę się kręcę, podziwiam krajobrazy, ale boję się podejść do krawędzi, dlatego się do niej czołgam 😁 Próbuję zerkać w dół, ale to zdecydowanie nie dla mnie i ruchem niemalże robaczkowym plus okręcając się, wracam na środek półki skalnej. Im dalej od przepaści, tym bezpieczniej - klif ma 604 metry i to jest NAPRAWDĘ wysoko!
Pora wrócić i poszukać noclegu. Obstawiam skalne podłoże przy jeziorkach, bo zbiera się na deszcz i nie chcę dać się zalać na bagienkach. Upatrzona miejscówka jest już jednak zajęta przez inną grupę turystów. Znalazłam za to miejsce przy jeziorku tak cudownie skitrane, że hej 😁 plus z dostępem do wody.
Robi się chłodno, zaczyna padać, jestem padnięta po nocy na lotnisku i zaiwanianiu tylu kilometrów z plecakiem na piechotę, dlatego kładę się spać o zmroku i raz dwa zasypiam. Pomaga w tym fakt, że nie mam tutaj zasięgu.
Ładnie się skitrałam? 😁
 |
| Zielony namiot nad jeziorkiem |
 |
| Zbliżenie, gdyby nie udało się na górnym zdjęciu dojrzeć |
Budzę się wczesnym rankiem, ale gniję w namiocie niemal do przedpołudnia. Pogoda drugiego dnia nie rozpieszcza: mży, jest chłodniej, pochmurniej (istnieje takie słowo?), typowa aura na wysysanie energii.
Pakuję manatki, wcinam śniadanie, robię pamiątkowe zdjęcie namiotu (to z góry). Deszcz na szczęście odpuszcza. Na sam Preikestolen nie chce mi się już wchodzić ponownie, kieruję się więc w dół szlaku. Po drodze stanowię pewną ciekawostkę, bo kto normalny schodzi o tej porze z Preikestolen? Ktoś zapytał mnie, czy byłam na klifie zobaczyć wschód słońca 😉
 |
| Dzisiaj chmurki |
 |
| Co bym zrobiła bez samowyzwalacza? |
Plan na drugi dzień był od początku ograniczony, bo prognozy pogodowe twierdziły, że będzie padać. Myślałam, że może dojadę do terenu spacerowego nazwanego Tau, spędzę tam na spacerowaniu parę godzin i będę się kierować w stronę lotniska. Łapanie stopa idzie jednak niesłychanie opornie :(
Dotarłam piechotą znów do miejsca, gdzie wczoraj mnie zostawiono, czyli przeszłam jakieś 9-10 km. Stopy zaczęły powoli odczuwać ciężar glanów. Stoję w zatoczce, łapię stopa. Udało się! Podrzucono mnie do Stavanger. Idę sobie dalej w stronę lotniska, przy wylotówce zacznę ponownie łapać, bo kto to widział, żeby stać w centrum miasta z kciukiem XD
Po drodze trafiam na park, a w nim jezioro z ptasimi mieszkańcami (jestem świeżo upieczoną ptasiarą i jarają mnie niesłychanie te ptaki!). Oczywiście żadnego sprzętu do obserwacji, bo kto by to targał ze sobą 😛 Mogę się podzielić fotką pasących się łabędzi, które spotkałam, wychodząc z terenu parku:
Koło 14:30 ruszam dalej w stronę lotniska. Dalej piechotą, chociaż na trasie mijam przystanki i autobusy typu Express prosto na lotnisko, ale uparłam się, że nie wydam tych horrendalnych pieniędzy na przejazd i dojadę stopem, gdy znajdę odpowiednie miejsce do łapania, a co!
W czasie spaceru widzę też pierwszy raz w życiu bardzo, bardzo dziwne urządzenie, które nazwałam "Xiaomi do trawy", czyli po ludzku: kosiarka automatyczna. Aż do teraz (a minęły 4 lata!) pamiętam ogromny szok i rozbawienie, gdy dotarło do mnie, że tak zaawansowane sprzęty są wykorzystywane luzem, niezabezpieczone, jeżdżą po prostu po trawnikach, na który absolutnie każdy może wejść i ukraść sobie coś takiego. Owszem, nie miałam pojęcia, jak to działa i że jednak ma pewne zabezpieczenia 😀Jednocześnie zachwycił mnie geniusz tego rozwiązania - automatyczne koszenie trawy! Ach, Norwegio, wspaniale musi się tutaj mieszkać! 😍
Im dalej idę, tym mniej przyjazna dla stopowania staje się droga. Mam w nogach już kilkanaście kilometrów z plecakiem na grzbiecie i glanami na stopach i czasem przysiadam na przystanku autobusowym z myślą: "Cholera, dalej nie dam rady już!".
Zaszłam jednak tak daleko, że łapanie na kilka kilometrów przed lotniskiem zaczyna się mijać z celem, więc nie pozostaje mi nic innego, jak dojście do celu piechotą.
Lot kolejnego dnia mam o 13, więc pozostaje pytanie, co tu jeszcze mogę robić? Przy lotnisku jest plaża - Sola, postanawiam tam się rozłożyć do zmroku, a samą noc spędzić na lotnisku.
Zanim dojdę do tej plaży, spotykam przy brzegu Sømmevågen bardzo dziwnie i szybko poruszającego się ptaka, którego później zidentyfikowałam jako sieweczkę. Fajne odkrycie 😀
Samą plażę witam z radością i ulgą, że to koniec poruszania nogami na dłuższy czas! Obserwuję morze i dziwne na nim ptaki (znaczy
uhle), a przy tym przelatujące dosyć często
śmigłowce.
Na plaży spędzam jakieś 2 godziny. O 20:00 zapada zmrok, więc pora zbierać się na nocleg. Mógłby to być namiot, ale skoro w internetach Stavanger słynie jako wspaniałe lotnisko do nocowanki, to muszę to sprawdzić na własnej skórze 😀
Na lotnisku są "domki" z grubego materiału, dają zacienienie i wyciszają hałas. W środku - jak widać - jest stolik, pufa oraz miękka ławka a'la sofa, zapraszająca do drzemki. Wymarzone warunki do spędzenia nocy.
 |
| Dojadanie zapasów w ramach kolacji |
Jedyny drobny minus jest taki, że w przeciwieństwie do normalnych "domków" każdy może tutaj swobodnie wejść. Odwiedza mnie więc podejrzany typek płci męskiej mówiący w jednym ze skandynawskich języków (tak mi się wydaje). Trudno stwierdzić, czy czegoś ode mnie rzeczywiście chce czy wyrzuca z siebie monolog w eter. Cała sytuacja trochę zaburza mój wieczorny odpoczynek. Gość w końcu daje mi i sobie spokój i odchodzi w dal.
Poranek ostatniego dnia spędzam na lotnisku, bo stopy naprawdę ciężko zniosły wczorajszy całodzienny marsz w glanach. Norwegia żegna mnie piękną, słoneczną pogodą - szkoda, że słońce zobaczyłam jedynie na chwilę przed wylotem!
Podsumowania kosztów nie ma, bo zapomniałam ich zapisywać 😆
Orientacyjnie:
- loty WizzAir: 348 zł
- pociągi Toruń-Gdańsk-Toruń: ok. 100 zł
Sumarycznie: ok. 450 zł.
Na miejscu nic nie kupowałam: spałam na dziko, a cały prowiant miałam ze sobą.
0 komentarze