Podróż uśmiechu :)

Czasami cel podróży nie jest najważniejszy - liczy się sama droga, to, czego się na niej dowiadujesz i co robisz

Preikestolen po raz pierwszy, 15-17 września 2021

By 20:40 , , , , ,

Preikestolen, jako jeden z symboli Norwegii, długie lata święcił triumfy wśród polskich podróżników. Udało mi się tutaj być dwukrotnie - raz, samotnie, we wrześniu 2021 roku i drugi raz z M. w czerwcu 2024, a to opis mojej pierwszej wizyty 😉


Moja pierwsza podróż po przeprowadzce do Torunia. Musiałam przetestować krótkie wyprawy, które tak kochałam, mieszkając jeszcze w Krk. Tutaj czekał na mnie klasyczny etat w biurze, więc tym bardziej chciałam udowodnić sobie i M., że mogę choć trochę kontynuować mój dotychczasowy tryb życia.

Mieszkając w Toruniu i nie mając samochodu, sensownymi lotniskami wydają się: Warszawa i Gdańsk, w mniejszym stopniu Poznań.

W Krk spokojnie ogarniałam dojazdy nocne nawet do Gdańska, więc byłam przekonana, że z Torunia do Gdańska pójdzie jak z płatka. Tymczasem tutaj musiałam wskoczyć w popołudniowy pociąg do Bydgoszczy, przesiąść się na Gdańsk, dojechać na lotnisko i koczować tam pół nocy 😕 dojazd więc wcale szybszy ani prostszy nie jest. Och, dobiło mnie to okropnie 😢 Całą trasę na lotnisko rozmyślam, że to jednak koniec z szybkimi wypadami 😢

Pomińmy więc tułanie się na lotnisko i wszystkie towarzyszące temu emocje (od rozczarowania przez zawiedzenie i uczucie beznadziei aż do złości) i załóżmy, że podróż zaczęłam już w Stavanger po porannym przylocie.

Mural na lotnisku w Stavanger

Wychodzę na wylotówkę, szukam dobrej miejscówki do łapania - i kciuk w górę!

Kierowca zabiera mnie do Stavanger - wyskakuję w centrum miasta, choć jestem świadoma, że znów muszę się z tego miasta wygrzebać i przejść na wylotówkę. Skoro jednak tu dotarłam, to przy okazji pospaceruję i pozwiedzam, jest wystarczająco wcześnie.

Zielone centrum miasta (nie wycięli drzew!)

Kościół św. Piotra z XIX wieku

Uliczka Bergelansgata - typowa norweska architektura

Hit! Rowerowe ocieplacze na dłonie! (kupiłam je sobie później w Polsce i uratowały moje rowerowanie w sezonie zimowym)

Odpoczynek w Byparken (ptaki!)
Wyznaczam trasę w Google Maps i idę w stronę tunelu Ryfylke. Nie mam pojęcia, gdzie uda mi się złapać stopa, postanawiam jak zwykle po prostu iść i iść i skorzystać z jakiejkolwiek zatoczki.

Z tą zatoczką może nie być tak łatwo....
Może i długi jest ten spacer, za to widoczki z mostu są zachwycające.




Most od drugiej strony
Na jednym z rond łapię podwózkę niemal pod sam tunel. Dalej udaje mi się złapać przejazd tunelem do miejscowości Jørpeland - o czym przekonuję się na miejscu, bo wymowa tej nazwy jest przedziwna i sama nie wiedziałam, gdzie dokładnie jadę 😁 ostatni stop podrzuca mnie pod drogę prowadzącą do Preikestolen. Stąd mam 5,5 km do początku szlaku. Próbuję łapać okazję, ale o tej porze raczej się stamtąd wraca, dlatego całą drogę - krętą, z niewielkim poboczem, bez widoczków - pokonuję pieszo. Z ciekawych rzeczy dojrzałam tylko urodzaj grzybów w lesie.
Na dobry start kwiaty w czyimś ogrodzie
Droga w stronę kampingu na Preikestolen


O 14:00 zaczynam wejście na Preikestolen - korzystam z małego skrótu na początek szlaku, omijając zupełnie centrum turystyczne przy parkingu.





Ta sosenka ❤


Bagienka

Kładka przez bagna

Droga na początku jest niesłychanie malownicza. Widok na fiordy pojawia się trochę później i naprawdę zapiera dech.
Przede mną Lysefjorden...

... Za mną Botnefjorden

Urocze jeziorko na trasie. Spoiler: finalnie tutaj będę spać 😀
Po prawej stronie była chatka - schronienie awaryjne.
Nareszcie, jestem niemal u celu! To Lysefjorden

Oto Preikestolen, a na zdjęciu przypadkowy późnopopołudniowy zdobywca.

O 16:25 jestem na Preikestolen! 

Glany na wypadek prognozowanego deszczu. W tle Lysefjorden.
Trochę się kręcę, podziwiam krajobrazy, ale boję się podejść do krawędzi, dlatego się do niej czołgam 😁 Próbuję zerkać w dół, ale to zdecydowanie nie dla mnie i ruchem niemalże robaczkowym plus okręcając się, wracam na środek półki skalnej. Im dalej od przepaści, tym bezpieczniej - klif ma 604 metry i to jest NAPRAWDĘ wysoko!

Pora wrócić i poszukać noclegu. Obstawiam skalne podłoże przy jeziorkach, bo zbiera się na deszcz i nie chcę dać się zalać na bagienkach. Upatrzona miejscówka jest już jednak zajęta przez inną grupę turystów. Znalazłam za to miejsce przy jeziorku tak cudownie skitrane, że hej 😁 plus z dostępem do wody.
Robi się chłodno, zaczyna padać, jestem padnięta po nocy na lotnisku i zaiwanianiu tylu kilometrów z plecakiem na piechotę, dlatego kładę się spać o zmroku i raz dwa zasypiam. Pomaga w tym fakt, że nie mam tutaj zasięgu.
Ładnie się skitrałam? 😁

Zielony namiot nad jeziorkiem

Zbliżenie, gdyby nie udało się na górnym zdjęciu dojrzeć

Budzę się wczesnym rankiem, ale gniję w namiocie niemal do przedpołudnia. Pogoda drugiego dnia nie rozpieszcza: mży, jest chłodniej, pochmurniej (istnieje takie słowo?), typowa aura na wysysanie energii. 
Pakuję manatki, wcinam śniadanie, robię pamiątkowe zdjęcie namiotu (to z góry). Deszcz na szczęście odpuszcza. Na sam Preikestolen nie chce mi się już wchodzić ponownie, kieruję się więc w dół szlaku. Po drodze stanowię pewną ciekawostkę, bo kto normalny schodzi o tej porze z Preikestolen? Ktoś zapytał mnie, czy byłam na klifie zobaczyć wschód słońca 😉

Dzisiaj chmurki

Co bym zrobiła bez samowyzwalacza?
Plan na drugi dzień był od początku ograniczony, bo prognozy pogodowe twierdziły, że będzie padać. Myślałam, że może dojadę do terenu spacerowego nazwanego Tau, spędzę tam na spacerowaniu parę godzin i będę się kierować w stronę lotniska. Łapanie stopa idzie jednak niesłychanie opornie :(
Dotarłam piechotą znów do miejsca, gdzie wczoraj mnie zostawiono, czyli przeszłam jakieś 9-10 km. Stopy zaczęły powoli odczuwać ciężar glanów. Stoję w zatoczce, łapię stopa. Udało się! Podrzucono mnie do Stavanger. Idę sobie dalej w stronę lotniska, przy wylotówce zacznę ponownie łapać, bo kto to widział, żeby stać w centrum miasta z kciukiem XD
Po drodze trafiam na park, a w nim jezioro z ptasimi mieszkańcami (jestem świeżo upieczoną ptasiarą i jarają mnie niesłychanie te ptaki!). Oczywiście żadnego sprzętu do obserwacji, bo kto by to targał ze sobą 😛 Mogę się podzielić fotką pasących się łabędzi, które spotkałam, wychodząc z terenu parku:



Koło 14:30 ruszam dalej w stronę lotniska. Dalej piechotą, chociaż na trasie mijam przystanki i autobusy typu Express prosto na lotnisko, ale uparłam się, że nie wydam tych horrendalnych pieniędzy na przejazd i dojadę stopem, gdy znajdę odpowiednie miejsce do łapania, a co!

W czasie spaceru widzę też pierwszy raz w życiu bardzo, bardzo dziwne urządzenie, które nazwałam "Xiaomi do trawy", czyli po ludzku: kosiarka automatyczna. Aż do teraz (a minęły 4 lata!) pamiętam ogromny szok i rozbawienie, gdy dotarło do mnie, że tak zaawansowane sprzęty są wykorzystywane luzem, niezabezpieczone, jeżdżą po prostu po trawnikach, na który absolutnie każdy może wejść i ukraść sobie coś takiego. Owszem, nie miałam pojęcia, jak to działa i że jednak ma pewne zabezpieczenia 😀Jednocześnie zachwycił mnie geniusz tego rozwiązania - automatyczne koszenie trawy! Ach, Norwegio, wspaniale musi się tutaj mieszkać! 😍

Im dalej idę, tym mniej przyjazna dla stopowania staje się droga. Mam w nogach już kilkanaście kilometrów z plecakiem na grzbiecie i glanami na stopach i czasem przysiadam na przystanku autobusowym z myślą: "Cholera, dalej nie dam rady już!".
Zaszłam jednak tak daleko, że łapanie na kilka kilometrów przed lotniskiem zaczyna się mijać z celem, więc nie pozostaje mi nic innego, jak dojście do celu piechotą.
Lot kolejnego dnia mam o 13, więc pozostaje pytanie, co tu jeszcze mogę robić? Przy lotnisku jest plaża - Sola, postanawiam tam się rozłożyć do zmroku, a samą noc spędzić na lotnisku.
Zanim dojdę do tej plaży, spotykam przy brzegu Sømmevågen bardzo dziwnie i szybko poruszającego się ptaka, którego później zidentyfikowałam jako sieweczkę. Fajne odkrycie 😀


Samą plażę witam z radością i ulgą, że to koniec poruszania nogami na dłuższy czas! Obserwuję morze i dziwne na nim ptaki (znaczy uhle), a przy tym przelatujące dosyć często śmigłowce.


Na plaży spędzam jakieś 2 godziny. O 20:00 zapada zmrok, więc pora zbierać się na nocleg. Mógłby to być namiot, ale skoro w internetach Stavanger słynie jako wspaniałe lotnisko do nocowanki, to muszę to sprawdzić na własnej skórze 😀


Na lotnisku są "domki" z grubego materiału, dają zacienienie i wyciszają hałas. W środku - jak widać - jest stolik, pufa oraz miękka ławka a'la sofa, zapraszająca do drzemki. Wymarzone warunki do spędzenia nocy.

Dojadanie zapasów w ramach kolacji

Jedyny drobny minus jest taki, że w przeciwieństwie do normalnych "domków" każdy może tutaj swobodnie wejść. Odwiedza mnie więc podejrzany typek płci męskiej mówiący w jednym ze skandynawskich języków (tak mi się wydaje). Trudno stwierdzić, czy czegoś ode mnie rzeczywiście chce czy wyrzuca z siebie monolog w eter. Cała sytuacja trochę zaburza mój wieczorny odpoczynek. Gość w końcu daje mi i sobie spokój i odchodzi w dal.

Poranek ostatniego dnia spędzam na lotnisku, bo stopy naprawdę ciężko zniosły wczorajszy całodzienny marsz w glanach. Norwegia żegna mnie piękną, słoneczną pogodą - szkoda, że słońce zobaczyłam jedynie na chwilę przed wylotem!


Podsumowania kosztów nie ma, bo zapomniałam ich zapisywać 😆
Orientacyjnie:
  • loty WizzAir: 348 zł
  • pociągi Toruń-Gdańsk-Toruń: ok. 100 zł
Sumarycznie: ok. 450 zł.
Na miejscu nic nie kupowałam: spałam na dziko, a cały prowiant miałam ze sobą.

Spodoba Ci si� r�wnie�

0 komentarze