Podróż uśmiechu :)

Czasami cel podróży nie jest najważniejszy - liczy się sama droga, to, czego się na niej dowiadujesz i co robisz

Norwegia Express! Bergen w 4 godziny, 14.06.2016

By 20:35 , ,

Początkującym niskobudżetowym, taniolatającym podróżnikom poleca się głównie dwa kierunki- Bergamo we Włoszech i Bergen w Norwegii. O ile w tym pierwszym spędziłam dwa dni, eksplorując przy okazji Lecco i Como nad jeziorem Como, o tyle zwiedzanie Bergen musiałam wcisnąć w nieprzekraczalny czas czterech godzin. Zadanie dość trudne, ale jak najbardziej wykonalne :)

13 czerwca 2016



W poniedziałkowy wieczór stawiam się na dworcu w Krakowie, skąd odjeżdżam średnio obłożonym pociągiem do Gdańska. Niestety, regenerujący sen, na który wcześniej liczyłam, nie nadchodzi i noc spędzam na czytaniu książki i przeglądaniu internetów. Ekscytacja podróżnicza dodaje mi jednak mocy i nad ranem nie odczuwam ani zmęczenia, ani niewyspania :) Podglądam za to pierwsze oznaki wschodu Słońca nad Żuławami.



14 czerwca 2016

Koło 7:00 docieram na gdańskie lotnisko.
Wspominałam już, że uwielbiam kolejkę miejską dojeżdżającą na to lotnisko? ;) Szybko, tanio, wygodnie, pod sam terminal- polecam!

Aga już czeka. Bezproblemowo się rozpoznajemy, krótko przedstawiamy i idziemy się odprawić.
Troszkę się obawiałam tej podróży- poznawanie osób przez internet jest zawsze dość ryzykowne. Zawsze miałam jednak szczęście do innych i tym razem mi ono sprzyjało, z Agnieszką od samego początku złapałyśmy dobry kontakt :)

Wróćmy jednak do relacji.

Lecimy do Bergen bezpośrednim landrynkowym (tzn. wizzairowym) samolotem. W czasie lotu (mam miejsce przy oknie! Yeaaaaaah :D) trochę mnie zmula, ale całe szczęście budzę się na czas, a pierwszym widokiem po otwarciu oczu było coś takiego:

Kraina lodu i zimna.

Półprzytomna zastygam z przerażenia na myśl o czekającym mnie mrozie. Mrugnęłam ze dwa razy, żeby odgonić resztki snu i dla pewności zerkam jeszcze raz.


Ok, pojawia się nadzieja, że jednak nie zamarznę.

A tuż przed lądowaniem Norwegia wygląda tak:


Kanary czy Norwegia? Who cares! :D

Po przylocie łapiemy stopa na drodze prowadzącej do Bergen.
Nie wiedzieć czemu, zakodowałam sobie, że jeśli nic nie złapiemy, to zawsze możemy dojść piechotką do miasta. Dobrze, że jednak złapałyśmy podwózkę w czasie 10 minut i nie musiałyśmy sprawdzać, ile zająłby nam spacer do miasta, bo odległość z lotniska to prawie 20 km :)


Fontanna w centrum i widok na jedno ze wzgórz okalających Bergen.

Muzeum przy uniwersytecie.

Johanneskirken (kościół św. Jana). Największa świątynia w Bergen.

Bergen słynie z deszczowej pogody. Średnia roczna suma opadów wynosi ponad 2 metry, co więcej, w miesiącu jest średnio od 15 do 25 dni deszczowych.

Popularnym żartem jest historyjka o turyście, który pyta młodego chłopca, kiedy przestanie padać. W odpowiedzi słyszy: "Nie wiem, mam dopiero 12 lat". :)

Jak widać na powyższych (i poniższych) zdjęciach, wstrzeliłyśmy się idealnie w rzadko spotykaną, piękną, słoneczną i ciepłą pogodę. Cóż za miła odmiana po paryskiej powodzi! :)








Bergen to drugie co do wielkości miasto Norwegii, a także główna brama do słynnych fiordów. Te dwa czynniki sprawiają, że na ulicach turystów nie brakuje. Mimo to czuć tutaj luz, brak pośpiechu  i przyjazną atmosferę.






Najważniejszą atrakcją turystyczną jest Bryggen - starówka zbudowana z drewnianych domów z początku XVIII wieku, położonych tuż przy brzegu zatoki. Cały obiekt został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO już w 1979 roku.


Kolorowe fasady są zwrócone w stronę wody.

Budynki były siedzibą hanzeatyckich kupców, w których mieszkali razem ze swoimi współpracownikami. Powstało tutaj właściwie coś na kształt getta kupieckiego- obowiązywał zakaz rozpalania ognia w domu (przez cały rok, w zimie też! Znane są przypadki zamarznięcia mieszkańców), rodziny kupców ani ich pracowników nie mogły tutaj mieszkać. Uliczki były bardzo ciasne, domy przylegały jeden do drugiego- jeśli chodzi o wykorzystanie przestrzeni, już setki lat temu radzili sobie nawet lepiej niż współcześni deweloperzy ;)










A jeśli interesuje Was, jak żyli kupcy w tamtych czasach, można się wybrać do Muzeum Hanzeatyckiego położonego zaraz przy wejściu do Bryggen (choć my nie byłyśmy, zabrakło czasu).




Aktualnie w domkach przy Bryggen są sklepy z pamiątkami i trochę knajpek. Jest uroczo i drogo, jak to w Norwegii :) Warto jednak pospacerować tymi ciasnymi uliczkami, by poczuć klimat kupieckiej epoki.






Po wyplątaniu się z labiryntu Bryggen łapiemy trochę słońca na nabrzeżu. Ależ jest pięknie! Nie spodziewałam się opalania w Norwegii, a tu proszę, pogoda zaskakuje :D




Wszyscy turyści odwiedzający Bergen powinni odwiedzić kolejną atrakcję- historyczny targ rybny położony tuż przy Bryggen. Jako wegetarianki idziemy tam lekko przerażone, skupiając wzrok na soczyście kolorowych i pachnących owockach.




Takie zwierzaki zerkają smutnie zza ściany akwarium, czekając na swoją kolej....






Ostatnie ujęcia starówki Bergen z poziomu morza:




Pora wspiąć się na Floyen, najpopularniejsze z 7 wzgórz otaczających miasto. Po drodze mijamy McDonaldsa stuningowanego na norweską modłę.




Na wzgórze można wjechać kolejką za odpowiednią opłatą (której nie znam, bo nie korzystałam). Polecam jednak spacer, bo nie wymaga on żelaznej kondycji, a widoki po drodze są zachwycające!
















Należy też uszanować prywatność mieszkanek Floyen, jeśli będziecie mieć szczęście (czy też nieszczęście) je spotkać.



Ta wiedźma chyba się nie pogniewała.

Na wzgórzu obowiązuje zakaz latania na miotle. Warto zapamiętać :)




Nie takie te wiedźmy straszne, jak je malują.

Na szczycie spotykamy tłumy turystów okupujących taras widokowy. Większość musiała przyjechać kolejką, bo nie pamiętam aż tylu osób na szlaku :)

Widoki są rzeczywiście fantastyczne- zarówno panorama Bergen wciśniętego między wzgórza, jak i przepięknych, żywo zielonych fiordów.








Nasz czas w Bergen już się niestety kończy. Na wzgórzu uzupełniamy jeszcze butelki wodą i schodzimy drugą stroną do miasta.

TIP: Na szczycie jest darmowa toaleta.








O tej porze odczuwam już gigantyczny spadek energii i rozpaczliwie potrzebuję kawy... Z nikłą nadzieją szukam napoju bogów w stosunkowo przystępnej cenie, pamiętając o norweskich realiach. Szeroko zachwalany na forum f4f Burger King to jednak zbyt duży wydatek.

Pogodzona z myślą o przetrwaniu bez dawki kofeiny, zupełnie niespodziewanie trafiam do małego stoiska w galerii handlowej, gdzie za kawę na wynos (i to dobrą kawę!) płacę jedynie 15 koron, tj. 7,50 zł :D Interes życia!





Na tym kończymy odwiedziny Bergen i idziemy na dworzec kolejowy, gdzie już czeka nasz pociąg do Oslo. O 16:00 ruszamy w jedną z najpiękniejszych tras kolejowych Europy :)



Spodoba Ci si� r�wnie�

4 komentarze

  1. Och, szkoda, że tylko 4 godziny byłyście w Bergen. Spędziłam tam cały dzień i muszę przyznać, że to miasto jest nieziemskie, a muzeum hanzeatyckie jest wprost cudowne :) Niestety ale co do cen się zgodzę - byłam przygotowana na te realia, jednak nadal czułam spore zaskoczenie. Zwłaszcza, że musiałam spróbować specjałów, takich jak stek z renifera czy szaszłyk z wieloryba, a te przysmaki do tanich nie należą ;) Z chęcią bym wróciła do Norwegii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za polecenie Muzeum Hanzeatyckiego, przy kolejnej wizycie (a na pewno taka się trafi! ;)) wpadnę na pewno. Z ciekawości, jaką miałaś pogodę w Bergen?
      Co do cen, to rzeczywiście wystarczy dobrze poszukać, żeby nie zostać z pustym portfelem. Sprawdziło się to na przykładzie mojej kawy wspomnianej w powyższym poście ;)

      Usuń
  2. Świetny post!
    Czy wiecie jakie miejsca w Polsce zapierają dech w piersiach?
    Zerknijcie do mnie i zobaczcie najnowsze zestawienie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widoki piekne, bedzie trzeba we wakacje odwiedzić te miejsca.

    OdpowiedzUsuń