Podróż uśmiechu :)

Czasami cel podróży nie jest najważniejszy - liczy się sama droga, to, czego się na niej dowiadujesz i co robisz

Chania- jesienny odpoczynek na deszczowej Krecie, 23-25.10.2015

By 01:31 , , ,

Początek lipca 2015 był naprawdę gorący, nie tylko wskutek żaru lejącego się z nieba. Największa gorączka ogarnęła pogrążoną w kryzysie Grecję i finalnie całą Europę na wieść o możliwym wyjściu Greków z Unii Europejskiej. Turystycznym światem zatrzęsło- biura podróży i linie lotnicze drastycznie obniżyły ceny, aby utrzymać sprzedaż na przyzwoitym poziomie. I to jest to, na co czekałam :) Zgodnie z moimi przewidywaniami, Grecja przetrwała, nadal ma się świetnie, a ja za dwie i pół stówki, razem z Bartkiem i Anuszką, poleciałam na Kretę i do Aten :)


Do Wrocławia, skąd mamy lot na Kretę, jedziemy razem z Anuszką stopem. Stojąc na wylotówce w Pasterniku, nie spodziewałam się jednak, że ta "przeprawa" zajmie nam ponad 6 godzin! Zdecydowanie osiągnęłam niechlubny rekord stopowania do stolicy Dolnego Śląska.

W kabinie Turka, który zgarnął nas prosto z autostrady.
Lot mija spokojnie, choć trochę się dłuży- trwa aż 3 godziny. Po przylocie przesuwamy zegarki o godzinę do przodu, na wyspie panuje więc późny wieczór.

Na lotnisku poznajemy sympatyczną Beatę, która wpada w odwiedziny do siostry pracującej sezonowo w jednym z hoteli. Wspólnie jedziemy autobusem (2,5e) do centrum Chanii.

Planowałam wcześniej noc w plenerze- nocne szlajanie się po mieście, drzemanie na ławkach w parku i wdychanie ciepłego, nadmorskiego powietrza. Pogoda płata nam jednak figla- jest zimno i mokro (dopadła nas ulewa).

Spacerujemy po opustoszałej starówce, a skuszeni aromatycznym zapachem gyrosu (i wizją dachu nad głową) chronimy się w Pita Goal, niedużym lokalnym barze.


Właścicielka, Ioanna, serwuje nam rewelacyjną pitę- w wersji tradycyjnej z mięsnym gyrosem, a w wersji wegetariańskiej- z warzywnym kotletem. Do tego frytki i absolutnie przepyszne tzatziki. Na dodatek ta przyjemność kosztuje zaledwie 2 euro :)


Ioanna po krótkiej chwili przysiada się do nas na pogawędkę. Niedługo później na stole ląduje domowy deser i butelka rozgrzewającego alkoholu. Porządna kreteńska gościna :)



Czas płynie, a nasze perspektywy na spędzenie nocy są nadal dość ponure- deszcz nie przestaje padać. Ioanna załatwia nam więc nocleg u swojej przyjaciółki w sąsiednim domu w bardzo atrakcyjnej cenie (10 euro!).

Noc, choć krótka, mija dość spokojnie, poza małą niespodzianką.... Nad ranem budzę się z mokrą twarzą - dach nie wytrzymał ulewy i zaczął przeciekać, a na mojej poduszce powstało dość duże jeziorko. Średnio przytomna, próbuję zabezpieczyć łóżko i pościel przed dalszą powodzią. Prowizoryczny system zbierania wody (czytaj: miska) na szczęście wystarcza, a ja mogę dospać do późnego rana.

Kolejny dzień znów nie zachwyca - jest pochmurno, bardzo wietrznie i co jakiś czas pada.

Kupując bilety, nie tak wyobrażałam sobie pobyt na Krecie!... Opalanie na niebiańskiej plaży Elafonisi odkładamy na inny raz. Tymczasem korzystamy z uroków oferowanych przez Chanię, drugie co do wielkości i prawdopodobnie najładniejsze miasto na wyspie.



Plecaki zostawiamy w wynajętym na ten dzień mieszkaniu. Rewelacyjna lokalizacja - w samym centrum miasta - pozwala nam na zupełną swobodę w eksplorowaniu Chanii.

Wąskie uliczki weneckiego portu z XIV wieku i wszechobecne niebieskie okiennice.





Anuszka i Bartek siadają w kawiarni, a ja, uzbrojona w aparat i niespożyte pokłady mocy, ruszam na fotograficzne łowy.

Nieczynna fontanna na jednym z placów.

W jednym z mijanych kościołów.
Miasto, choć urokliwe, jest jednak trochę zaniedbane - brudne, popisane ściany czy elewacje wymagające porządnego remontu nie są najlepszą wizytówką miasta...




Po ulicach błąka się mnóstwo bezdomnych, ale niegroźnych psów, ze wzrokiem przesyconym smutkiem. Nieraz miałam ochotę przytulić je i wygłaskać, ale nie odważyłam się na to, choć serce mi się krajało na ich widok :(


W Polsce w tym czasie drzewa stały już gołe, a tutaj rośliny ciągle cieszą oczy żywozielonym kolorem.



Ogrody na ścianach kamienic.
Na jednym z głównych placów starówki wznosi się Katedra Ofiarowania Najświętszej Maryi, należąca do greckiego kościoła prawosławnego. Została zbudowana za czasów panowania Wenecjan (wczesne średniowiecze), a w czasie osmańskiej okupacji przekształcono ją w fabrykę mydła. Jeden z władców Turcji oddał jednak tę świątynię chrześcijanom po cudownym ocaleniu swego syna, co przypisano wstawiennictwu Maryi.

Wspomniana Katedra.
Zaraz naprzeciwko Katedry trafiam na najlepszy sok z granatów, jaki kiedykolwiek piłam!


Sok jest wyciskany przy pomocy specjalnych prasek z kilku nieobranych owoców położonych ciasno obok siebie.

Czarna koszulka jest niezastąpiona - sok ma silne właściwości barwiące i nie spiera się.

Bierzemy po kubku cierpkiego soku i idziemy na weneckie mury obronne.


Po mojej prawej stronie wznosi się wieża Katedry.


Po lewej stronie, z niebieską kopułą, znajduje się pochodząca z XIV wieku synagoga Etz Chaim, jedyna działająca synagoga na całej Krecie (tutaj zapoznacie się z jej historią).


Anuszka i ja, a w tle Starówka.

A tutaj w tle coś zupełnie niespotykanego... Dla wytrawnych znawców architektury o sokolim wzroku.

Rzut oka na morze.

Pomimo bardzo złej kondycji finansowej państwa, w knajpkach nie brakuje greckiej klienteli. Co tam jakieś bankructwo, najważniejsze, to czerpać radość ze spotkań z rodziną i przyjaciółmi przy wspólnym stole... :)


Wpadamy też do hali targowej, jednej z popularnych atrakcji turystycznych. Podobno wzorowana na marsylskiej, choć jeszcze w niej nie byłam (10.2016, edit - już byłam w Marsylii, ale zapomniałam odwiedzić halę :<). Bazarki są pełne tradycyjnych greckich dobroci - przekąsek, przypraw, słodyczy, kosmetyków, standardowych suwenirów.






Jeden ze sklepików jest prowadzony przez Polkę - kupujemy u niej raki (lokalny alkohol) na wieczór.

U innego sprzedawcy bierzemy też marynowane oliwki (jeszcze z pestkami!) prosto z dużej beczki i owczy ser.

A na deser kupuję migdałowy nugat - jest niewiarygodnie słodki!

Pożarty na miejscu.

Pomimo niesprzyjającej aury decydujemy się też na spacer po promenadzie....

Tak, właśnie tej zalewanej promenadzie.
Leniwe przedreptywanie z nogi na nogę zmienia się więc w uciekanie przed kolejnymi falami :)

W tle latarnia morska.



Patrzcie!

Tak się chroni przed falą!
W porcie weneckim stoi najstarszy na wyspie meczet - Meczet Janczarów.

Nazwa pochodzi od grupy doskonale wyszkolonych tureckich żołnierzy, którzy wywodzili się z chrześcijańskich rodzin i zostali wcieleni do armii w dzieciństwie w czasie podbojów kolejnych terytoriów.

Budynek pochodzi z 1645 roku. W okresie międzywojennym (1923 r.) przestał pełnić funkcje religijne. W trakcie bombardowań w czasie II WŚ został zniszczony minaret, którego już nie odbudowano. Obecnie meczet został odrestaurowany i funkcjonuje jako centrum kulturalno-artystyczne.

Widok na Meczet Janczarów

Wieczór spędzamy w najlepszym miejscu Chanii - czyli w Picie Goal! :)

Tutaj w drodze.

Chociaż jesteśmy pół godziny po planowanym otwarciu, drzwi są zamknięte, a w środku jest ciemno i głucho. Po kilku minutach z zaplecza wyłania się jednak Ioanna i zaprasza nas do środka. Dopiero zaczyna przygotowywać jedzenie dla klientów. Ach, to południowa mentalność :D



Wieczorem dołączają do nas Beata wraz z siostrą. Dosiada się także mąż Ioanny, Leonidas. Przy suto zastawionym stole (tym razem po picie dostajemy lody!) i różnych trunkach rozmawiamy i śmiejemy się do późnych godzin nocnych :)

Lody dla "good kids" :)

Domowa produkcja! Najlepszy rocznik! Mocne, że ho ho!

Na zdjęciu lokoumi - greckie galaretki obsypane cukrem pudrem. Najbardziej nietrafiony zakup na hali targowej - zdjęcie na opakowaniu bardzo zachęcające, a wewnątrz istna tragedia ;) W stylowej buteleczce - wspomniana raki.
W nocy, mocno rozgrzani i rozweseleni, idziemy nad morze (w końcu przestało padać!).
A tam niespodzianka - fontanna niczym sprowadzona wprost ze Śląska. Ku czci Utopka :)


Ostatniego dnia na wyspie odwiedzamy najbardziej ekumeniczny budynek, jaki kiedykolwiek widziałam - kościół z minaretem.

Agios Nikolaos (Kościół św. Mikołaja)
Kościół został zbudowany w czasach weneckich, przed 1320 rokiem - wówczas był najważniejszym kościołem w mieście. Podczas okupacji osmańskiej budynek został zamieniony na meczet - dobudowano jednocześnie wysoki minaret z dwoma balkonami (podkreśla to jego wielkie znaczenie dla muzułmanów). W XX wieku kościół wrócił w ręce greckiego kościoła prawosławnego i zyskał jako patrona św. Mikołaja.

A minaret pozostawiono w spokoju - dzięki czemu można oglądać ten architektoniczny unikat.


Ostatnią rzeczą, którą chcemy zrobić na Krecie, jest zdobycie latarni morskiej.  Podejmujemy ryzyko pomimo wysokich fal rozbijających się o wąską kamienną ścieżkę, która do tej latarni prowadzi. W końcu do odważnych świat należy ;)

Jeszcze sucha ja, jeszcze suchy aparat. W drogę!

Pierwszy przystanek. Ależ wieje!

Od tego miejsca rozpoczyna się najcięższy odcinek - przejście ścieżką szeroką na jedną osobę bez żadnej ochrony przed falami. Trzeba wymierzyć każdy krok.


Dotarł Bartek...
Dotarłam i ja!
Kretę żegnamy w ciuchach gdzieniegdzie zmoczonych morską wodą (wymierzanie kroków zawiodło :>) - wskakujemy w lotniskowy autobus, który trochę spóźniony zawozi nas prosto pod drzwi terminala.

Ostatnie spojrzenie na Chanię majaczącą w oddali.
Tuż po 15:00 odlatujemy w stronę kontynentalnej Grecji, do Aten.

Ostatnie spojrzenie na kreteńskie wybrzeże.
Podsumowanie kosztów (na osobę):

  • lot WRO-CHQ - 90 zł
  • jedzenie i picie - 26,20 e
  • noclegi - 24 e
  • transport lokalny - 5 e
Sumarycznie 322 zł. Niska cena jak za leniwy weekend na Krecie połączony z integracją z miejscowymi ludźmi :)

Kreta niestety nie okazała się dla nas łaskawa - pogoda nie dopisała, a mając tak niewiele czasu, nie mogliśmy wyruszyć daleko poza Chanię. Nie chcąc generować dodatkowych i niemałych kosztów postawiliśmy na spokojny spacer po Chanii i wieczorne posiadówki w barze u Ioanny. I był to świetny wybór :) Mamy co wspominać!

Spodoba Ci si� r�wnie�

2 komentarze

  1. O tej porze roku powinna tam być cudowna pogoda ! ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Końcem października też miało tam wyglądać inaczej ;)

      Usuń