Bergamo z mamą - 7-9.11.2016
Ogólnie znanym faktem jest to, że podróżuję dużo. W porównaniu do mojego najbliższego otoczenia - naprawdę dużo.
Tymczasem najważniejsza dla mnie osoba, Mama, do tej pory nigdy nie leciała samolotem!
Od kilku miesięcy polowałam więc na tanie bilety w sympatyczne miejsce, gdzie pobyt nie wypatroszy naszych kieszeni. I to najlepiej w pierwszej połowie listopada.
Padło na niezawodne Bergamo! Dzięki za promocję krakowskich lotów, Franco :)
Tymczasem najważniejsza dla mnie osoba, Mama, do tej pory nigdy nie leciała samolotem!
Od kilku miesięcy polowałam więc na tanie bilety w sympatyczne miejsce, gdzie pobyt nie wypatroszy naszych kieszeni. I to najlepiej w pierwszej połowie listopada.
Padło na niezawodne Bergamo! Dzięki za promocję krakowskich lotów, Franco :)
Wylatujemy z podkrakowskich Balic w poniedziałkowe przedpołudnie.
W drodze na lotnisko opowiadam Mamie co nieco o czekających nas procedurach, żeby nie była zaskoczona prośbą o zdjęcie butów czy pokazanie kosmetyczki z płynami.
Mimo to w hali odlotów stres zaczyna grać pierwsze skrzypce, a na dodatek wyobraźnia podsuwa Mamie wizje zepsutych silników, braku paliwa i ostatecznie samolotu z hukiem rozbijającego się o ziemię.
Pierwsze razy są zawsze trudne :)
Pierwszy raz wykupiłam miejsce w samolocie, ale chciałam mieć pewność, że będziemy miały dostęp do widoków zza okna.
Pierwsze razy są zawsze trudne :)
Ach, te nerwowe uśmiechy skrywające prawdziwą trwogę! |
Pierwszy raz wykupiłam miejsce w samolocie, ale chciałam mieć pewność, że będziemy miały dostęp do widoków zza okna.
Zwłaszcza, że lecąc nad Alpami, krajobraz pod nami wygląda tak:
Lot trwa niecałe dwie godziny - nie zdążyły nam nawet ścierpnąć nogi :), a już wychodzimy na osłonecznioną płytę włoskiego lotniska.
Choć temperatura nie rozpieszcza, to miło jest czuć ciepłe promienie słońca na twarzy :)
Zwłaszcza w dniu urodzin drogiej Mamy! Wszystkiego najlepszego :))
Po wyjściu z terminala idziemy do supermarketu w galerii Orio al Serio, żeby kupić nieco więcej jedzenia.
A ileż tam jest dobroci, ach, a jak kuszą! Świeże mandarynki "z listkiem", supersłodkie czerwone winogrona, pachnące sycylijskie pomidorki koktajlowe, mięciutkie, dojrzałe kakusie vel persymonki .... Bierzemy wszystko, wieczorem będzie uczta :)
Do Bergamo idziemy piechotką, aż żal nie skorzystać z takiej pogody. Tym razem na szczęście udaje mi się odpowiednio wcześniej skręcić i dzięki temu nie musimy ćwiczyć sprintu wzdłuż ekspresówki (jak ja ostatnim razem).
Tuż przy drodze zatrzymujemy się na dłuższą chwilę i oglądamy startujące samoloty. Tak blisko jeszcze ich chyba nie oglądałam :)
Tuż przy drodze zatrzymujemy się na dłuższą chwilę i oglądamy startujące samoloty. Tak blisko jeszcze ich chyba nie oglądałam :)
Szkoda, że nie zrobiłam żadnego zdjęcia :(
Po drodze do miasta mijamy wybieg dla danieli. Co za ciekawskie i śliczne stworzenia!
Po drodze do miasta mijamy wybieg dla danieli. Co za ciekawskie i śliczne stworzenia!
Dojście do centrum zabrało nam około 1,5 godziny. Pierwsze kroki kierujemy do zarezerwowanego apartamentu B&B (choć my akurat bez śniadania).
Wynajęty pokój zasłużenie szczyci się wysoką notą na booking.com - mogę podpisać się pod wszystkimi pozytywnymi ocenami i polecić go wszystkim podróżującym do Bergamo.
Po krótkim odpoczynku idziemy na miasto do knajpki na urodzinową kolację.
W drodze powrotnej szczelniej opatulamy się płaszczami - zrobiło się znacznie chłodniej. Zaopatrujemy się w lekkie lokalne wino i powoli zmierzamy z powrotem do pokoju.
Rano Mama odprawia swój codzienny kawowy rytuał na tarasie, w promieniach ciepłego, listopadowego słońca.
Z kofeiną krążącą w żyłach można ruszać na miasto!
Na Citta Alta (Górne Miasto) dostajemy się przez niekończące się kamienne schody.
Widok po przejściu za bramę miejską:
Pierwsze kroki kierujemy do Katedry Santa Maria Maggiore.
Nastał dla mnie coffee time! :) Piazza Vecchia nadaje się idealnie na krótki odpoczynek, podglądanie przechodniów i opalanie.
Po drodze na punkt widokowy wstępujemy na krótką chwilę, aby obejrzeć zbudowany w uroczym zaułku kościół św. Agaty.
Z zewnątrz budynek wygląda na standardowy włoski kościółek. Nic nie przygotowało mnie na szok, gdy, będąc już w środku, bliżej przyjrzałam się jednemu z ołtarzy po lewej stronie.
Wystawione na widok wiernych czaszki najprawdopodobniej należą do jednej z szanowanej włoskiej rodziny - niestety nie znalazłam jednak żadnej szczegółowej informacji na ten temat.
Kierujemy się w stronę wzgórza San Vigilio, niewielkiego wzniesienia górującego nad Bergamo.
Na szczycie wchodzimy do ruin zamku (wejście jest bezpłatne i trochę ukryte) i podziwiamy przepiękną panoramę miasta i okolicy.
Schodząc z powrotem do miasta, udało mi się znaleźć piękną scenerię do zdjęcia i zdecydowałam się na dwa kadry. Nadal nie wiem, który lepszy :)
Wynajęty pokój zasłużenie szczyci się wysoką notą na booking.com - mogę podpisać się pod wszystkimi pozytywnymi ocenami i polecić go wszystkim podróżującym do Bergamo.
Po krótkim odpoczynku idziemy na miasto do knajpki na urodzinową kolację.
Moja pizza trochę biedna - niestety mięso i ryby królują w menu i do wyboru pozostała mi tylko poczciwa margherita. |
Najedzona, to i humor lepszy! |
W drodze powrotnej szczelniej opatulamy się płaszczami - zrobiło się znacznie chłodniej. Zaopatrujemy się w lekkie lokalne wino i powoli zmierzamy z powrotem do pokoju.
Padłam spać, zanim wypiłam, hmmm. Dobrze, że Mama trzymała poziom :) (i pion) |
Z kofeiną krążącą w żyłach można ruszać na miasto!
Na Citta Alta (Górne Miasto) dostajemy się przez niekończące się kamienne schody.
Widok po przejściu za bramę miejską:
Pierwsze kroki kierujemy do Katedry Santa Maria Maggiore.
Nastał dla mnie coffee time! :) Piazza Vecchia nadaje się idealnie na krótki odpoczynek, podglądanie przechodniów i opalanie.
Po drodze na punkt widokowy wstępujemy na krótką chwilę, aby obejrzeć zbudowany w uroczym zaułku kościół św. Agaty.
Z zewnątrz budynek wygląda na standardowy włoski kościółek. Nic nie przygotowało mnie na szok, gdy, będąc już w środku, bliżej przyjrzałam się jednemu z ołtarzy po lewej stronie.
Wystawione na widok wiernych czaszki najprawdopodobniej należą do jednej z szanowanej włoskiej rodziny - niestety nie znalazłam jednak żadnej szczegółowej informacji na ten temat.
Kierujemy się w stronę wzgórza San Vigilio, niewielkiego wzniesienia górującego nad Bergamo.
Kaskadowa fontanna na szczycie wzgórza. |
Na szczycie wchodzimy do ruin zamku (wejście jest bezpłatne i trochę ukryte) i podziwiamy przepiękną panoramę miasta i okolicy.
W tle Alpy Bergamskie, a na pierwszym planie Mama walcząca z porywistym wiatrem. |
Schodząc z powrotem do miasta, udało mi się znaleźć piękną scenerię do zdjęcia i zdecydowałam się na dwa kadry. Nadal nie wiem, który lepszy :)
Po drodze mijamy jeszcze wiele widoków aż proszących się o uwiecznienie na cyfrowej kliszy.
Jesienne kolory. |
Podziwianie Citta Alta. |
Spacerując uliczkami Citta Alta. |
Późnym popołudniem wracamy do mieszkania. Szybki posiłek zrobiony z naszych zapasów, chwila odpoczynku i znów wychodzimy- tym razem chcemy zobaczyć Bergamo w nocnej odsłonie :)
Pięknie oświetlone witryny wciąż otwartych kawiarni i cukierni kuszą kolorowymi słodkościami. Nasz wzrok przyciąga zwłaszcza tradycyjny bergamski deser - Polenta e Osei.
Polenta jest zrobiona z delikatnego biszkoptu, nadziewanego kremem orzechowym. Całość jest przykryta słuszną warstwą marcepanu i obsypana kryształkami żółtego cukru. Ciastko jest ozdobione niewielką figurką ptaszka zrobioną z marcepanu i zanurzoną w czekoladzie.
Brzmi niezwykle słodko - i tak właśnie smakuje ;)
Kilka ujęć z wieczornego spaceru po Piazza Vecchia:
Lekki głód neutralizujemy przepyszną pizzą z pizzerii Lo Sfizio. Cenowo rewelacja, smakowo też zdecydowanie lepiej niż poprzedniego dnia w restauracji. No i można wziąć na wynos :)
Sama wszystko zjadłam, a co! |
Mając w perspektywie deszcz i przenikliwe zimno w Polsce, postanawiamy jak najwięcej nacieszyć się słoneczną pogodą. Na lotnisko znów idziemy więc piechotką - a po drodze oglądamy witryny małych sklepów na obrzeżach miasta i w jednym warzywniaku kupujemy persymonki.
Kaki! Zdjęcie zrobione już w Polsce. |
No i zabawiamy daniele :)
Przed odlotem koniecznie musimy coś zjeść- idziemy więc do centrum handlowego Orio al Serio po mandarynki "z listkiem" i na słodki lunch.
Na lotnisku czeka już na nas kolejka-gigant do kontroli bezpieczeństwa. Zaraz za nią okazuje się, że nasz lot jest opóźniony.
A ja mam w grafiku nocną zmianę :> Ale niefart.
Wczesnym wieczorem lądujemy w Krakowie - i Mama jedzie do domu, a ja pędzę do pracy :)
Podsumowanie kosztów dla naszej dwójki:
*.* |
Przed odlotem koniecznie musimy coś zjeść- idziemy więc do centrum handlowego Orio al Serio po mandarynki "z listkiem" i na słodki lunch.
Słodyczoholik. |
Na lotnisku czeka już na nas kolejka-gigant do kontroli bezpieczeństwa. Zaraz za nią okazuje się, że nasz lot jest opóźniony.
A ja mam w grafiku nocną zmianę :> Ale niefart.
Boeing (Ryanaira) i Airbus (Wizzaira), czyli prawdopodobnie najczęściej widziane modele samolotów na BGY. |
Zaraz przed lotem. |
A tutaj już na miejscach. Trafiło się okno i na powrót :> |
Zachód z poziomu 11 km nad ziemią. |
Wczesnym wieczorem lądujemy w Krakowie - i Mama jedzie do domu, a ja pędzę do pracy :)
Podsumowanie kosztów dla naszej dwójki:
- loty KRK - BGY - KRK: 260 zł
- noclegi: 100 e
- koszty na miejscu (głównie jedzenie i pamiątki): ok. 30-40 e
- dojazd na KMK na lotnisko: 15 zł
Sumarycznie ok. 870 zł za dwie osoby. Koszty są niestety szacowane, nie prowadziłam specjalnych zapisków, za co i gdzie płaciłyśmy ;)
Zdecydowanie mogę zachęcić do wyboru Bergamo jako miasta na oswojenie z pierwszym lotem czy pierwszym samodzielnym wyjazdem. Stosunkowo łatwo dostępne z wielu polskich miast, jest bardzo klimatyczne, nie jest zapchane przez turystów, a przy tym stanowi świetną bazą wypadową na cudowne jeziora alpejskie (których tym razem nie widziałyśmy).
Ale co się odwlecze, to nie uciecze, Mamuś :>
2 komentarze
jasne SŁONKO ;)))
OdpowiedzUsuńDziękuję Aniu
Polecam się na przyszłość :>
Usuń