Podróż uśmiechu :)

Czasami cel podróży nie jest najważniejszy - liczy się sama droga, to, czego się na niej dowiadujesz i co robisz

Jak się lata poduszkowcem? Isle of Wight, Anglia, 28.01.2018

By 14:58 , , ,

Fly4free to zdecydowanie moje największe internetowe uzależnienie. Większe niż Facebook!
Z autorskich przepisów na podróże korzystam rzadko (za szybko się rozchodzą!), za to inspiracje i pomysły podróżnicze czerpię pełnymi garściami. Zwłaszcza, gdy wśród artykułów znajdę takie perełki, jak ten o historii poduszkowców.


Nie zdążyłam skończyć go czytać, gdy już w głowie naprędce powstawał plan podróży:
  • lot na London Gatwick (choćby z Gdańska!)
  • autostop do Portsmouth (kilkadziesiąt kilometrów, pójdzie raz dwa!)
  • lot poduszkowcem na Isle of Wight 💗
  • powrót do Polski na drugi dzień w ten sam sposób.
Pomysł został dość szybko pogrzebany przez mojego ówczesnego towarzysza jako "bezsensowna latanina" i "poziom atrakcyjności równy zero".
Na szczęście po pewnych potrzebnych zmianach 😉 mogłam go spokojnie reaktywować (mam tu na myśli oczywiście pomysł).

Co najlepsze, kombinowanie z dolotem nie było już potrzebne - końcem roku zupełnie niespodziewanie wylądowałam na saksach w Bognor Regis, skąd miałam dosłownie rzut kamieniem do Portsmouth.
Grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji!


Pewnej wolnej niedzieli, razem z Marcią, moją towarzyszką z packhouse, wybrałyśmy się na krótką wycieczkę za miasto.
PS Mówienie o Bognor "miasto" jest małym nadużyciem, ale ładnie brzmi 🙂

Trasę do portu w Portsmouth pokonałyśmy jak zwykle autostopem, tym razem w wersji eksluzywnej - udało nam się złapać kampera!!! Mój pierwszy prawdziwy kamper na stopa! 😍
Żałuję, że nie zrobiłam żadnego zdjęcia z tego wielkiego wydarzenia, ale podczas jazdy trzęsło na tyle mocno, że mój Xiaomi był kompletnie bezużyteczny, a wyjeżdżając do Anglii nie brałam aparatu (czego teraz żałuję).

Podział ról - jedna łapie stopa, druga cyka fotki.

Podekscytowane jazdą kamperem, zaliczyłyśmy też małą wtopę: dałyśmy się wysadzić zaraz na przedmieściach Portsmouth. Zbyt blisko, aby łapać stopa do celu (portu po drugiej stronie miasta), a jednocześnie zbyt daleko, żeby zdążyć na odjazd (odlot?) hoovera (czyli poduszkowca).

PROTIP:


Zwykle bilety na hoovera kosztują 24/32£. Nie jest tanio, nawet dla zarabiających w walucie.
Koniec stycznia jest oczywiście okresem wybitnie pozasezonowym, dzięki czemu załapałyśmy się na rewelacyjną promocję - za bilet w dwie strony (do wykorzystania tego samego dnia) zapłaciłyśmy zaledwie 7£. 😊
Promocja obowiązywała w styczniu i lutym 2018 tylko w wybrane dni - głównie czwartki i niedziele.

Bilety kupuje się przez stronę internetową, wybierając od razu godzinę odjazdu.

Sprawdziłyśmy na własnej skórze, że można się spóźnić, nawet znacznie - bilety są ważne przez cały dzień, uff, uratowało to naszą wycieczkę 🙂 chociaż również okroiło dostępny czas na miejscu.

hoover inside ryde portsmouth isle of wight poduszkowiec w środku
W środku poduszkowca, czekamy na start.

Kilka słów o poduszkowcach, bo pewnie mało komu chciało się zapoznać z oryginalnym artykułem z początku wpisu:
  • maksymalnie upraszczając, poduszkowiec porusza się dzięki silnemu strumieniowi powietrza skierowanemu w dół, dzięki czemu eliminuje się straty energii przy tarciu o cząsteczki wody;
  • pierwsza regularna trasa pasażerska wystartowała w lipcu 1962 roku w północnej Walii;
  • w 1966 rozpoczęto regularne kursy poduszkowcami między Anglią a Francją. Była to najpopularniejsza trasa, na której kiedykolwiek wykorzystywano hoovery.
    Trasę zamknięto w październiku 2010 roku;
  • poduszkowców używano także w Azji (Japonia, Indie) i Ameryce Północnej (USA);
  • ostatnią trasą w Europie, regularnie obsługiwaną przez poduszkowce jest właśnie Portsmouth - Isle of Wight (port w Ryde) - i to nieprzerwanie od 1965 roku!
    Poza Europą poduszkowce nadal wykorzystywane są na trasie New London- Fishers Islands w USA, choć jest ona czynna zaledwie od 2016 roku.
hoover inside ryde portsmouth isle of wight poduszkowiec w środku
Przestronny środek i telewizorki z reklamami.

Poduszkowiec jest w stanie przewieźć maksymalnie 95 pasażerów, nie zabiera samochodów.
Rozwija całkiem przyzwoitą prędkość - do 80 km/h, więc przelot nie zajmuje więcej niż 10 minut.
Warunki komfortowe - nie czuć prędkości, poduszkowiec sunie lekko nad wodą (aż półtora metra ponad jej lustrem), nie trzęsie, nie szarpie, hałas w kabinie jest słyszalny, ale mało uciążliwy.
Przyznam, że spodziewałam się bardziej emocjonującego przelotu 😃

Hoovery, podobnie jak samoloty Ryanaira, są w ciągłym użyciu - od razu po naszym wyjściu załadowano pasażerów w trasę powrotną.

hoover ryde portsmouth isle of wight poduszkowiec
Widok z boku.

hoover ryde portsmouth isle of wight poduszkowiec
Ostatni pasażerowie wchodzą na pokład.

hoover ryde portsmouth isle of wight poduszkowiec
Ciach! Drzwi zamknięte, gotowy do odjazdu.
hoover ryde portsmouth isle of wight poduszkowiec
Nadmuchiwanie - poziom pierwszy.
hoover ryde portsmouth isle of wight poduszkowiec
Nadmuchiwanie - poziom drugi.
hoover ryde portsmouth
Nadmuchiwanie - poziom trzeci i ostatni, można ruszać!

Powiewanie tych farfocli na dole kojarzy mi się ze sposobem, w jaki poruszała się przerażająca Buka z bajki o Muminkach 🙂



I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o główną atrakcję tego dnia, czyli przejażdżkę poduszkowcem 🙂


Tylko fale pozostały.

Isle of Wight


Sama wyspa była dla mnie przeciętnie interesującym celem (w styczniu sporo miejsc jest tam nieczynnych, a przyroda nie budzi takiego zachwytu, jak w ciepłym sezonie).
Odpuściłyśmy więc wiele wychwalanych atrakcji, jak:
  • pałac i zamki (zamknięte poza sezonem);
  • The Needles, skalisty przylądek (brak możliwości dojazdu);
  • Opactwo Quarr (krótko czynne i brak dojazdu);
  • latarnie morskie (jak zwykle - problem z dojazdem);
  • inne atrakcje, jak park z osiołkami, na które nie miałyśmy wystarczająco dużo czasu.
Zamiast tego wybrałyśmy się po prostu na spacer wzdłuż brzegu.




Trafiłyśmy akurat na silny odpływ.

Ta mała czarna kropka pośrodku kadru to traktor.
Zoom na traktor - znajduje się przynajmniej kilkadziesiąt metrów od brzegu.
ryde appley tower january styczeń
Appley Tower (oczywiście zamknięta)

Cała Appley Beach jest fantastycznym miejscem do spacerowania - z jednej strony morze, z drugiej las, a wszystko czyste i zadbane. Idealne warunki do spokojnego chillowania.

Rzeźba sów w lasku.

Nigdy wcześniej nie widziałam aż takich pływów morskich, więc nie mogłam się powstrzymać przed sprawdzeniem, jak daleko mogę wejść w morze 🙂

Konkluzja - faktycznie daleko!
Dalej się nie dało.
Najlepiej widać to na GPS.

W tym miejscu spędziłyśmy dosłownie chwilę - porobiłyśmy fotki i od razu zawróciłyśmy.

Godz. 15:00, spokojnie idziemy suchą stopą (butem w sumie).

W ciągu kilku minut nadszedł przypływ, który odciął nam drogę powrotną.
Nie było wyjścia - buty do ręki, nogawki podwinięte i szybciutko brodzimy w zimnej wodzie w stronę brzegu. Krioterapia dla umęczonych stóp w pakiecie!

Godz. 15:11, ani buty, ani stopy nie były już suche.

Przed odlotem zostało nam jeszcze trochę czasu, który spożytkowałyśmy w Ryde.
Wiele atrakcji tutaj nie ma - odwiedziłyśmy najważniejszy kościół na wyspie z końca XIX wieku, nazywany tutaj szumnie "katedrą".
Całkiem przyjemny i na zewnątrz, i w środku. No i są ławki, na których możemy sobie przysiąść i odpocząć.




Wieczorem stawiamy się na nogi kawą w knajpce i spacerujemy po pięknie oświetlonym molo. Na końcu, przy terminalu promowym (chyba rzadko używanym) jest nawet stacja kolejowa, skąd rusza pociąg w głąb wyspy. Niby taka mała wysepka bez szczególnego znaczenia gospodarczego, a mają bardzo dobrze przemyślany transport publiczny.


O 19:00 wracamy do Portsmouth poduszkowcem - pięknie się nim leci w nocy, nie widać żadnych świateł. Jazda jak w głąb czarnej dziury.
Do mieszkania jedziemy autobusem - nie chciałam ryzykować nocnym stopowaniem po Anglii, zwłaszcza na tych zadupiastych terenach z nieoświetlonymi ulicami bez pobocza.

Podsumowanie kosztów:

  • poduszkowiec (w obie strony) - 7£
  • napoje i magnesy kupione na wyspie - 4,3£
  • autobus Portsmouth-Chichester-Bognor - 7,20 £
Sumarycznie 18,50 £, co przy ówczesnym kursie funta dało ok. 87 zł.

Czy było warto?
Ciekawość świata pcha mnie do próbowania nowych rzeczy i zbierania kolejnych doświadczeń.
Lot poduszkowcem nie należy do tych rzeczy, które będę wspominać dłużej niż kilka miesięcy, ale musiałam przecież sama się o tym przekonać
😉 Niemniej Isle of Wight jest dość obiecującym miejscem na spędzenie kilku dni w lecie: dużo przyrody, plaże, lasy, kilka historycznych atrakcji i parki rozrywki sprawią, że na pewno nie można się tam nudzić.
Plus jakże niesztampowe miejsce na urlop ... 🙂

Spodoba Ci si� r�wnie�

0 komentarze