Bilet Podróżnika PKP na Majówkę (3) - 03.05.2015, Szczecin i Poznań
2 maja, godz. 23.30, Warszawa - Szczecin
W naszym przedziale jest już ulokowany Pan jadący aż z Kijowa. Podróżujemy w trójkę, każdemu chyba jest wygodnie (mnie na pewno ;)).
Jeśli myśleliście, że najdziwniejszym miejscem do mycia włosów może być kuchenny zlew lub dworcowa umywalka, to muszę Was uprzedzić, że postawiłam poprzeczkę nieco wyżej- umyłam włosy w pociągu TLK!
I to w starym pociągu, żadnym tam Pendolinie! :D
Nie było tak strasznie, jak sobie to pewnie w tym momencie wyobrażacie- pociąg startował w Warszawie, więc miałam dostęp do ciepłej wody. Z własnego ekwipunku przydało się myjadło do włosów i miniręcznik z mikrofibry. Po myciu głowy i jak najdokładniejszym wytarciu włosów w ręcznik wystarczy go bardzo porządnie wycisnąć z wody i rozwiesić na stelażu bagażowym w przedziale. Machamy łepetynką, coby przyspieszyć proces naturalnego schnięcia. Rano (6.30) wysiadamy z pociągu z suchym ręcznikiem i suchymi, świeżymi włosami :)
** zaplatamy warkocza- dłużej zostaną świeże.
I to w starym pociągu, żadnym tam Pendolinie! :D
Nie było tak strasznie, jak sobie to pewnie w tym momencie wyobrażacie- pociąg startował w Warszawie, więc miałam dostęp do ciepłej wody. Z własnego ekwipunku przydało się myjadło do włosów i miniręcznik z mikrofibry. Po myciu głowy i jak najdokładniejszym wytarciu włosów w ręcznik wystarczy go bardzo porządnie wycisnąć z wody i rozwiesić na stelażu bagażowym w przedziale. Machamy łepetynką, coby przyspieszyć proces naturalnego schnięcia. Rano (6.30) wysiadamy z pociągu z suchym ręcznikiem i suchymi, świeżymi włosami :)
** zaplatamy warkocza- dłużej zostaną świeże.
Zaplecione o 2.30 w nocy. Nawet się trzymają. |
Dawno temu, przetrząsając Internet w poszukiwaniu pięknych, inspirujących i niekonwencjonalnych miejsc jako celów kolejnych podróży, natrafiłam na informację o kolorowych jeziorkach w Polsce. Najbardziej znane są na Dolnym Śląsku- kompleks kolorowych jezior w Rudawach Janowickich. Drążąc temat dalej, dowiedziałam się o istnieniu podobnego egzemplarzu bardzo blisko Szczecina- mowa tu o Szmaragdowym Jeziorze. Zdjęcia idealnie trafiły w moje gusta, więc użyłam całej mocy perswazji i dość szybko przekonałam Natkę, że warto się tam wybrać. W ten sposób połączyłyśmy dogodny nocny przejazd bezpośrednim pociągiem do Szczecina z głównym celem- wizytą w Puszczy Bukowej, gdzie można oglądać ten nietypowy akwen.
Dojazd najlepiej sprawdzić na jakdojade.pl, Puszcza wchodzi w obszar miasta i dojedziemy tam komunikacją miejską (z przesiadkami)- przystanek: Puszcza Bukowa.
Do Szczecina docieramy około 6.30. Główny dworzec przechodzi konkretny remont, więc w jedynym otwartym lokalu na kawałku dworca jemy śniadanie, ładujemy telefony i ruszamy za miasto.
Jazda zajmuje około godziny- dalej należy pójść pieszo taką drogą:
Park Krajobrazowy Puszcza Bukowa jest bardzo przyjemnym, cichym miejscem z dobrze wytyczonymi ścieżkami. Mądrze rozlokowane, wtapiające się w krajobraz szerokie ławki zachęcają do chwili odpoczynku.
Czytając opisy i oglądając zdjęcia, spodziewałam się zdecydowanie większego efektu WOW :D Jak widać, kolor wody zależy przede wszystkim od padającego na nią światła. O poranku hmmm.... jezioro wygląda nieprzyzwoicie pospolicie (aż musiałam się upewnić, czy jest to na pewno TO jezioro, które tak chciałam zobaczyć).
Poza tym moje zdjęcia nie są podrasowane komputerowo w przeciwieństwie do całej reszty fotek dryfujących w internetowym oceanie, którymi się tak mocno sugerowałam przed podróżą ;)
Całe jezioro można obejść dobrze utrzymaną trasą- po drodze trzeba się wspiąć na niewysokie wzgórze (spokojnie, są skonstruowane pseudoschody :)
Takie cuda tam rosną! |
Trafiła się i wybetonowana ścieżka. |
Natalka ucieka po chwili do cienia, ja oczywiście cały czas prażę się w słońcu :) Na piechurów czekają kamienne ławki i stoły, które nadają się i do piknikowania, i do drzemania- sprawdzone ;)
Super się odpoczywa bez dźwigania tobołków, w kojącej ciszy lasu.
Za mną widać punkt widokowy nazwany z polotem "Okiem na Szczecin".
Dużo tych drzew na pierwszym planie ;) w oddali Szczecin. |
Malownicze rozlewiska wodne utworzone przez leniwą Odrę. |
Sytuację ratuje więc fakt, że podobnych miejscówek w Szczecinie po prostu... nie ma.
Standardowa trasa typowo turystyczna musi ulec zmianie!
Jak to okiełznać?...
Zacznijmy od najbardziej znanego szczecińskiego obiektu - Zamku Książąt Pomorskich.
Renesansowy budynek, którego historia sięga połowy XIV wieku. Wielokrotnie przebudowywany zgodnie z potrzebami panujących władców, największe straty poniósł w czasie zaboru pruskiego i w 1944 po nalocie aliantów. Aktualny wygląd to rekonstrukcja z XIV wieku. Zamek można zwiedzać w środku, jednak jednogłośnie rezygnujemy z tego pomysłu. Czasu niewiele, bilety drogie, perspektywy atrakcyjności słabe (a może się pomyliłam?).
Dziedziniec. |
Wieża Zegarowa. |
Śliczny zegar na tej wieży! |
Ratusz Staromiejski. |
W tle widać najbliższe otoczenie starówki. |
Ciekawe obiekty napotkane w czasie spaceru to między innymi:
- Kościół św. Jana Ewangelisty (wpisany w Europejski Szlak Gotyku Ceglanego):
- bryka godna najbardziej zapalonego kibica FC Barcelony!
Raczej nic więcej wyjątkowego i niezapomnianego nie widziałyśmy ;)
Po drodze na dworzec pora na kawę (kupony w KFC ratują studencki budżet!) i tradycyjną fotkę z miasta:
PS Nie dotarłyśmy pod Akademię Morską i teraz żałuję. Słusznie?
3 maja, godz. 13:40, Szczecin - Poznań
Szczecin nie powalił nas na kolana. Tym chętniej jedziemy do stolicy Wielkopolski! W czasie trzygodzinnej jazdy mijamy niekończące się żółciutkie pola rzepaku:
W Poznaniu miałam okazję być już kilka razy wcześniej. Wtedy miasto mnie nie oczarowało- spisałam je na straty i raczej starałam się omijać. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego- w czasie tego pobytu okazało się naprawdę urokliwe, a mieszkańcy wybitnie przyjaźni i bynajmniej nie skąpi ;)
Po dotarciu na dworzec aktywujemy standardowy tryb zwiedzania.
Po wyjściu z budynku (co okazało się ciężkim zadaniem), idziemy ulicą Dworcową w stronę centrum.
Początkowo remonty dróg i chodników wkurzają nas, ale przynajmniej widać, że miasto inwestuje w komfortową infrastrukturę dla mieszkańców i turystów.
Po wyjściu z budynku (co okazało się ciężkim zadaniem), idziemy ulicą Dworcową w stronę centrum.
Początkowo remonty dróg i chodników wkurzają nas, ale przynajmniej widać, że miasto inwestuje w komfortową infrastrukturę dla mieszkańców i turystów.
A przy ulicy święty Marcin (tej nazwy się nie odmienia. Hmm, ciekawe, dlaczego?) stoją już odrestaurowane, zadbane kamieniczki i inne cuda:
Siedziba utytułowanego męskiego chóru, Poznańskich Słowików. Cała Polska kojarzy go z kontrowersyjną i skandaliczną sprawą molestowania młodych wychowanków przez dyrygenta. |
Zamek Cesarski - aktualnie prężnie działające Centrum Kultury. Organizują ciekawe wydarzenia i wystawy z zakresu literatury i sztuki i pokazy filmowe. Śledźcie repertuar! :)
Do Rynku docieramy przyjemnie zmęczone, niosąc w ręku pudełka ze słuszną porcją sałatek w ramach obiadokolacji. Multum turystów, nie ma ławek, żeby spokojnie zdjąć plecaki, usiąść i zjeść na świeżym powietrzu. Trochę się kręcimy po płycie, szukając wolnego miejsca- aż niespodziewanie zaczepiają nas poznańscy anarchiści (tak! Właśnie oni!) i proponują ciepły posiłek wprost z wielkiego kociołka! W dodatku wegetariański! :)
Z talerzem pachnącej potrawki znalazłyśmy kawałek wolnego murku raz-dwa. |
Z pełnymi brzuchami lepiej się zwiedza ;)
Ruszamy więc w obchód dookoła Starego Rynku!Pomnik św. Jana Nepomucena |
Bardzo wąskie kamieniczki. |
Naprzeciwko równie wąska zabudowa. |
Z każdej strony rynku jest się czym zachwycać. |
Bogato zdobiony Ratusz. |
Studzienka Bamberki. |
Biblioteka Raczyńskich na Placu Wolności. |
Fontanna Wolności - konstrukcja dwóch skrzydeł/żagli, pod którymi można przechodzić. |
Poznański Uniwersytet Adama Mickiewicza. |
Teatr Wielki naprzeciwko wejścia do parku. |
Ostatnim miejscem w Poznaniu, w którym po raz ostatni siadamy przed rozjazdem do domów jest ukwiecony i pałający soczystą zielenią Park Mickiewicza z fantastyczną fontanną pośrodku.
Dlatego uwielbiam majówkowe wyjazdy- przyroda rozbudzona z zimowego snu rozkwita w pełnej krasie :)
Na koniec naszej wspólnej podróży przez Polskę robimy zdjęcie naszych miejscówek:
Brakuje jednej, w sumie odbyłyśmy 7 przejazdów. |
Natka jedzie do Wrocławia pociągiem wypchanym po brzegi. Ja koczuję jeszcze na dworcu przez jakieś 2 godziny i opóźnionym, ale znów prawie pustym składem (wyspałam się ;)) wracam do Krakowa.
Równiutko 6.17 melduję się na miejscu!
1 komentarze
Świetny post, super blog!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tych wszystkich przygód :)
Zapraszam również do mnie w odwiedziny, a tam post o muzeach w Polsce.