Podróż uśmiechu :)

Czasami cel podróży nie jest najważniejszy - liczy się sama droga, to, czego się na niej dowiadujesz i co robisz

Wilno - miasto uduchowione. 22-23.12.2015

By 22:27 , , ,

Zwykle przed świętami Bożego Narodzenia mam potężne urwanie głowy w pracy.
Tym razem wymiksowałam się z tego szaleństwa - a w zamian wyjechałam na stosunkowo leniwy (choć podobnie męczący) wypad na świąteczny jarmark do Wilna.



Gdy tylko na fly4free pojawiły się kody rabatowe na wyjazdy autokarowe w czasie jarmarków bożonarodzeniowych, od razu zebrałam się za poszukiwanie ekipy wyjazdowej. Zrekrutowałam brata Grześka, z którym zresztą spędziłam wcześniej Wielkanoc w Budapeszcie. W końcu w święta najlepiej z rodziną ;)

Wyjazd jak zwykle mocno kombinowany:
  • pociąg Kraków-Warszawa - bo szybko;
  • autokar Warszawa-Wilno-Warszawa - bo tanio;
  • autobus Warszawa-Kraków - bo dogodny godzinowo.
Bazujemy na nocnych przejazdach, aby móc przeznaczyć pełne dwa dni na zwiedzanie Wilna w świątecznej szacie.

Zanim jednak dojedziemy do litewskiej stolicy, mamy próbkę bożonarodzeniowego klimatu w Warszawie.

Jakie miasto, taka choinka?...
Doceniam pomysł na niebanalną choinkę z wykorzystaniem miejskiej infrastruktury.
Mimo wszystko centrum Warszawy, nawet w świątecznej szacie, nie zdobyło mego serca. Jak zwykle ;)

Co do Wilna, jechałam z wyobrażeniem sympatycznego miasta z widocznymi swojskimi akcentami (dzięki wielowiekowej unii polsko-litewskiej czy tam inkorporacji Litwy przez Polskę - jak kto woli). Nie ma tam monumentalnych zabytków, zapomnianego ósmego cudu świata czy słynnego na całą Europę jarmarku.
Przygotowując wstępny plan wyjazdu, największą atrakcją wydawały mi się litewskie przysmaki - cepeliny, bliny i czebureki :)
Podsumowując założenia - tym razem wyjazd na spokojnie, bez wygórowanych oczekiwań i napiętego planu zwiedzania.

Pierwszy dzień, zaraz po przyjeździe, przeznaczamy na spacer po Starówce.

**Dworzec autobusowy jest kilkanaście minut piechotą od centrum miasta. W hostelu możemy zameldować się dopiero popołudniu, więc od wczesnego ranka chodzimy po mieście z plecakami.

Plac Ratuszowy nad ranem.

Na pierwszy ogień - wizyta w informacji turystycznej. Na miejscu są dostępne ulotki z przystępnym 3-dniowym planem zwiedzania i mapką. Spokojnie można 2 dni zmieścić w jeden, sprawdziliśmy :)

Najważniejsze zabytki wileńskiej Starówki są zlokalizowane wzdłuż ulic Aušros Vartų, Didžioji i Pillies (pl. - ulica Ostrobramska, Wielka i Zamkowa), które razem stanowią główną oś urbanistyczną Wilna. Prowadzą od Ostrej Bramy do zamku Wielkiego Księcia Litewskiego.

Wystarczy przejść się tym traktem, a większość wileńskich atrakcji można odhaczyć jako "zobaczone" :)

Filharmonia Narodowa

Cerkiew św. Ducha, katedra metropolitarna litewskiego Kościoła Prawosławnego.

Tę cerkiew bardzo polecam zwiedzić w środku! Niestety, przez wczesną godzinę tego nie zrobiliśmy, a muszę przyznać, że zdjęcia ikonostasu w internecie zachwycają.



Cerkiew św. Mikołaja.


Kościół św. Teresy (Karmelitów), położony tuż przy Ostrej Bramie.

Jedna z kaplic w kościele św. Teresy.
Pierwszy barokowy kościół na Litwie - Kościół św. Kazimierza (jezuitów).

Szlakiem cerkwi i kościołów dochodzimy do najcenniejszego skarbu Wilna, czyli Ostrej Bramy, jedynej średniowiecznej bramy miejskiej, która przetrwała do naszych czasów. Od strony miasta, w klasycystycznej kaplicy, jest obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej, słynący ze swych cudów.

Ostra Brama w pełnej krasie.

Choć coraz mniej identyfikuję się z kościołem katolickim, przyznam, że przechadzanie się pod czujnym okiem Maryi z obrazu jest troszkę mało komfortowe. Zastosowałam zasadę - patrzę albo pod nogi, albo prosto na obraz - i od tej pory jakoś lżej się chodziło. :)

Kaplica jest niewielka i pełna ludzi ustawionych w kolejkach do obrazu. Logistycznie niestety wypada to dość słabo, ale skąd Karmelici mogli wiedzieć, że aż tylu pielgrzymów przyjdzie im gościć w Ostrej Bramie!
Czekając na swoją kolej, można dokładnie obejrzeć wota dla Maryi - ściany są obwieszone pod sam sufit medalikami, zawieszkami i inną biżuterią czy ozdobami (np. tabliczką od marszałka Józefa Piłsudzkiego).

Jeszcze mała ciekawostka co do obrazu - Maryja ma na nim dwie korony, nałożone jedna na drugą - dla Królowej Niebios i Królowej Polski.





Niecałe dwie godziny i jedną rozmowę telefoniczną poprzez Taksofonas później....


... docieramy do drugiego dnia wileńskiego przewodnika - na Plac Katedralny i Wzgórze Zamkowe.

Bazylika archikatedralna z dzwonnicą.
To najważniejsza świątynia katolicka w kraju. Miejsce pochówku królów (także polskich) i książąt litewskich oraz biskupów.
W środku - bardzo nieszczególna, trąci ascezą. Zupełnie jak nie-kościół.


A teraz najważniejsza atrakcja - Jarmark! Choinka! Grzane wino w ceramicznym kubku!

Z tego wszystkiego nacieszyliśmy oczy jedynie choinką...

Tutaj Grześ cieszy oczy.

Nie powiem, choinka bardzo pomysłowa! Instalacja w stylu domu dla elfów, przez okna można zaglądnąć do środka.
A wyczekiwany jarmark... To właściwie nie więcej niż 10 budek, z czego jedynie kilka było otwartych i handlowało tandetną chińszczyzną z supermarketu.
Trochę mnie to rozczarowało.

Magicznie, nieprawdaż?

Nie zatrzymując się tutaj zbyt długo, od razu ruszamy na wzgórze zamkowe do Wieży Giedymina.


W drodze (to nie jest ta wieża, właściwie to zapomniałam zrobić jej zdjęcie :p)

W środku jest wystawa na temat średniowiecznego Wilna. Nie przyciągnęła mojej uwagi.

Co innego panorama miasta z góry!

Wilno nowoczesne.

Wilno zabytkowe.
Wilno średniowieczne. W górnym prawym rogu - pomnik Trzech Krzyży.

Bardzo kompaktowe to Wilno. Jesteśmy tu od kilku godzin, a półtora dnia zwiedzania wg przewodnika za nami.
Obieramy kierunek na Užupis.

Po drodze jest okazja wstąpić do najładniejszego kościoła w mieście - św. Piotra i Pawła na Antokolu.



Jeszcze piękniej jest w środku - znajduje się tam aż 2 tysiące fantastycznych rzeźb stiukowych.





Innym osobliwym elementem dekoracyjnym jest kryształowy żyrandol w kształcie łodzi.
Jego historia wiąże się z ołtarzem głównym w tym kościele. Dokładnie tym, którego nie ma.
Ołtarz, zamówiony we Włoszech, zatonął wraz z całym statkiem w czasie transportu do Wilna. Na pamiątkę zawieszono ten unikatowy żyrandol, a w prezbiterium, zamiast olśniewającego ołtarza, wisi nieco zbyt skromny (jak na takie otoczenie) obraz "Pożegnanie św. Piotra z Pawłem".


Teraz jeszcze długi spacer wzdłuż Cmentarza Bernardyńskiego (naokoło zawsze bliżej) i jesteśmy w Republice Zarzecza - Užupio Res Publika.


Anioł Zarzecza, patron republiki.

Ta niegdyś biedna i zaniedbana dzielnica Wilna proklamowała w 1997 roku swoją niepodległość. Mają swój hymn, flagę, prezydenta, arcyprostą w przekazie konstytucję, a nawet kilkunastoosobową armię.

Obecnie jest modnym adresem wileńskiej bohemy, artystów i ludzi rozmiłowanych w kulturze alternatywnej.




Poza Aniołem, drugą patronką republiki jest Rusałka, którą możecie spotkać nad jednym z głównych mostów prowadzących od "granicy" (w sumie jest ich siedem).


Po przyjeździe niestety zorientowałam się, że zapomniałam wysłać stamtąd pocztówki.
Bo czy wspomniałam, że działa tam też niezależna poczta? Jest szansa na rzadko spotykaną pieczątkę na znaczku.

Jak to zwykle bywa z bohemskimi dzielnicami - klimat tworzą głównie ludzie i wydarzenia. Podczas tej wizyty zabrakło mi jednego i drugiego, pewnie wszyscy byli już zajęci lepieniem pierogów :) Mimo to Užupis mnie urzekło i chętnie tam jeszcze kiedyś wrócę, jeśli będzie okazja.
Tutaj przeczytacie fajny wpis o tej mikronacji.

Po drodze do miasta czas na dłuższą przerwę na ...

Ach, no tak, jeszcze jeden obowiązkowy kościół.
Św. Anna i bernardyni.
... sycący obiad w litewskim stylu.

Cepeliny!
W nogach mamy jakieś 10 km, jesteśmy po nocy w trasie - zdecydowanie należy nam się popołudniowa drzemka.
Tym bardziej, że wieczorem znów wychodzimy do centrum- podglądnąć miasto nocą.
Wtedy jeszcze użytkowałam Fuji, więc zdjęcia są hmm, nieco niedoskonałe.

Ostra Brama.


W nocy zdecydowanie ładniejsza niż za dnia.

Miasto opustoszałe.

I tak minął wieczór i poranek (i wieczór) - dzień pierwszy.
Sympatycznie, na luzie, wlokąc się noga za nogą po Wilnie.

Drugi dzień planowaliśmy zacząć od trochę cięższej atrakcji - Muzeum Ofiar Ludobójstwa, żeby później znów wrócić na falę chilloutu, zwiedzając malowniczy zamek w Trokach.

Nie sądziłam, że wizyta w dawnym pałacu KGB będzie tak mocnym przeżyciem.


Na trzech piętrach mieszczą się sale przesłuchań, cele wieloosobowe, izolatki, cele tortur i miejsce egzekucji w piwnicach.



Część jest zagospodarowana w wystawy na temat ruchu oporu podczas sowieckiej okupacji, który na Litwie był wyjątkowo mocno rozwinięty.



Sala przesłuchań

Ściany w celach były 18-krotnie przemalowywane, aby zakryć napisy więźniów.


Najbardziej drastyczne są jednak cele tortur, zwłaszcza, że na tabliczkach zamieszczono także ich opisy.

Cela wygłuszona w całości. Więźnia wiązało się w ten kaftan, a później.. Na co tylko pozwoliła strażnikom wyobraźnia.
Bicie, przypalanie, rażenie prądem, wieszanie... 

Tutaj nagiego więźnia polewało się lodowatą wodą.
Takie tortury mogły trwać kilka godzin.
Więcej zdjęć nie robiłam, nie byłam w stanie...
Na koniec schodzimy do podziemi, miejsca egzekucji.

Pod szklaną podłogą są umieszczone rzeczy osobiste skazańców, które znieśli ze sobą do celi straceń. 

Ściana na całej długości jest upstrzona dziurami po kulach.
Rozstrzelano tutaj ponad tysiąc osób.

Czy można coś jeszcze napisać?
Muzeum zwiedza się w 1,5h, ale emocjonalnie wyczerpało mnie do końca tamtego dnia.
Nie sądziłam, że wizyta tam aż tak mną wstrząśnie.

W Wilnie musieliśmy po tym pójść na kawę, zanim zebraliśmy się w dalszą drogę.
To samo zrobię tutaj, w Bognor Regis, skąd piszę niniejszego posta.
Nawet dziś, po ponad 2 latach, gdy usiadłam do napisania tego posta, wspomnienia są ciągle żywe, a wyobrażenia cierpień więźniów - bolesne.

Wspomnienia z Troków zostawiam na osobny wpis, gdzie pojawi się również podsumowanie tego wypadu.



*** Ciąg dalszy >>>


Spodoba Ci si� r�wnie�

0 komentarze