Podróż uśmiechu :)

Czasami cel podróży nie jest najważniejszy - liczy się sama droga, to, czego się na niej dowiadujesz i co robisz

Wielkanoc w Budapeszcie, 5-7.04.2015

By 02:07 , , , ,

Wielkanoc w świadomości wielu osób figuruje jako okres wyłączony z wyjazdów. Jednak bardzo zachęcająca cena biletów do Budapesztu, zaklepane towarzystwo brata Grześka i ustawowe dni wolne od pracy to dla mnie jasny sygnał, że można ruszać w kolejną podróż! :)




Na początek kilka słów o motywach wyjazdu.
Wielkanoc to w chrześcijańskim świecie najważniejsze święto w ciągu roku. Wielu katolików jednak nie celebruje jej tak żarliwie, w przeciwieństwie choćby do Bożego Narodzenia.
Nie inaczej jest w mojej rodzinie ;)
Ostatnimi laty okres okołowielkanocny spędzam przede wszystkim w pracy, a dwa wolne dni odpoczywam u mamy, nie celebrując szczególnie religijnego wymiaru tych dni.
Dlatego nie miałam oporów przed wykorzystaniem szansy taniego wyjazdu :)

Wielka Sobota- czas niespodzianek!

To wprawdzie blog podróżniczy, ale mam wielką chęć podzielić się z Wami tą niespodzianką :)
Grześka przywiozła osobiście moja mama i drugi brat (i pies)! :)
Wieczór spędzamy, planując wyjazd i czytając o budapeszteńskich atrakcjach.

Niedziela Wielkanocna- ruszamy w drogę!

Rano jemy improwizowane, rodzinne śniadanie wielkanocne i jedziemy na dworzec na pociąg do Warszawy.
Na czas meldujemy się na lotnisku i o 15.40 wylatujemy z Okęcia.

Selfie z wizzairowskiego Airbusa! Miejsce przy oknie z okazji pierwszego lotu G. :)
Polecam zająć miejsce po lewej stronie- przy lądowaniu macie widok na zachwycającą panoramę miasta.

Po przylocie wymieniamy forinty w kantorze na lotnisku, w informacji turystycznej warto kupić bilety transferowe na autobus+metro, czyli najtańszy, wygodny i szybki transport na lotnisko.

Nasz hostel mieści się niedaleko przystanku Kalvin Ter i tutaj jedziemy w pierwszej kolejności.

Zdecydowanie mogę polecić hostel Natty Dog - czysto, przestronnie, blisko do centrum, tanio, bezproblemowa obsługa :) 

Wieczorem idziemy na spacer po fenomenalnie oświetlonej węgierskiej stolicy:

Szabadsag Hid (Most Wolności)
 Za mostem obowiązkowo należy wdrapać się na wzgórze Gellerta - w nocy trasa na szczyt jest niezbyt dobrze oświetlona, trzeba uważać na każdym kroku, żeby się nie potknąć o korzeń drzewa czy wystający kamień ;)
Wszystkie niedogodności wynagradza za to widok mieniących się w wodach Dunaju zabytkowych mostów, Wzgórza Zamkowego i Parlamentu:

W tym momencie Budapeszt pobił Pragę ;)
Ciekawostka- w węgierskim "sz" wymawiamy jako "s". Słowo "Busz" przechodzi do Słownika Wyrazów Kultowych :D
Nabrzeżem kierujemy się dalej w stronę Mostu Łańcuchowego, pierwszego mostu łączącego Budę i Peszt. W czasie II wojny światowej został zniszczony, jednak tuż po wojnie wiernie go odbudowano.


 Po kilkunastu minutach dochodzimy w końcu do naszego głównego celu na dziś - Parlamentu:
Uwielbiam to zdjęcie :)
Wprawdzie trochę nas bolą nogi, ale dzielnie dochodzimy do Mostu Małgorzaty i stąd łapiemy metro do hostelu.

Mapka na dziś:
Niemal 7 km w nogach.

Poniedziałek Wielkanocny- w poszukiwaniu langosza!

Drugi dzień Świąt spędzamy, włócząc się po mieście bez specjalnego planu zwiedzania. Wyszedł z tego naprawdę ciekawy i ciepły, wiosenny dzień :) Zapraszam na foto:

Pusta droga z hostelu do centrum. A nad głową pięknie się niebieszczy :)
Kalvin Ter, czyli nasza docelowa stacja metra.

Woda układa się jak strony przerzucane w książce. Fontanna bliska memu sercu :)




Na tym niedużym, ukrytym placyku odpoczywamy, wsuwamy prowiant i obmyślamy dalszą trasę. Jest pięknie, ciepło i leniwie :-)



Dochodzimy do Bazyliki św. Stefana, czyli największego i najważniejszego kościoła w Budapeszcie. Zwiedzanie zaczynamy od góry- czyli tarasu widokowego.
Bilety wstępu w cenie 500ft (ulgowy).

Drugi najwyższy budynek w stolicy, pnie się niemal 100 metrów w górę!
297 schodów za nami, pestka :-)
W tle Wzgórze Zamkowe.

Neorenesansowa wieżyczka Bazyliki.

Nadciągają chmury...


Zamek Królewski- obecnie siedziba Biblioteki Narodowej.
Smukła sylwetka kościoła  Macieja na Wzgórzu Zamkowym.
Nie mam pojęcia, co to za budynek, ale mozaika kolorów przyciąga wzrok
Z autorką bloga ;)
Po długim spacerze wąskim tarasem wracamy 100 metrów niżej, aby zobaczyć największy skarb Bazyliki, czyli zmumifikowaną rękę św. Stefana.
Zdjęcia rozmazane znów, niestety.


Polski akcent. Miło :)

Akcent wielkanocny- pusty Grób Pański.
Jest tutaj! Naprawdę! Trzeba wytężyć wzrok :)
.... Sama miałam jednak kłopot z zoomem w oczach, więc skupiłam się na zdjęciach wykonanych przez profesjonalnych i akredytowanych fotografów.
Z upływem dnia już nie tylko głowa, ale i żołądek domagają się degustacji osławionego langosza. W tym celu śmigamy na wiosenne stragany przy Vaci Utca, czyli słynnym deptaku nieustannie wypełnionym turystami i ulicznymi artystami.

Niestety, właściwych langoszów brak,  jedynie turystyczne podróbki w horrendalnych cenach :(
 Zmierzamy w stronę Mostu Łańcuchowego, ciekawi, jak wygląda w świetle dnia.

Węgierska architektura.
Uliczny pomnik.
W powietrzu i na ziemi- wiosna, panie, wiosna! :)
W międzyczasie niebo niestety przykryły grube chmury. Most Łańcuchowy w świetle dnia z osłaniającym go drzewem:

Widok z deptaku.
Lwy na 3-metrowych skalnych blokach strzegą wejścia na most.


Kilka minut po przejściu na drugi brzeg Dunaju wdrapujemy się na Wzgórze Zamkowe. Szczerze mówiąc, odpuszczamy tutaj jakiekolwiek zwiedzanie, ogromne kolejki do kas i zbliżające się załamanie pogody skutecznie nas zniechęcają. Teraz trochę żałuję, choć przynajmniej jest powód, żeby odwiedzić Budapeszt ponownie i nadrobić zaległości :)

Głównymi atrakcjami na Wzgórzu są:
  • Kościół Macieja - ale nie świętego, tylko Króla Macieja :) Jest to najważniejszy obiekt sakralny na Węgrzech, tutaj odbywały się koronacje królów.


  • Zamek Królewski, o którym wcześniej wspomniałam.
  • Baszta Rybacka, z której rozciąga się fantastyczna panorama na Dunaj i Peszt.

.... Ok, może to zdjęcie nie jest najlepszą panoramą :D Trafiła się niefotogeniczna pogoda.
Internet donosi też o efektownych fontannach, zdjęcia rzeczywiście wyglądają zachęcająco - kolejny powód, aby wrócić do tego miasta ;)

Obieramy kierunek na Vorosmarty ter- tutaj ma swój początek żółta linia metra (M1), czyli druga najstarsza linia metra w Europie, zaraz po londyńskiej. Działa od 1896 roku! Między secesyjnymi stacjami przemieszczamy się zabytkowym taborem. Serdecznie polecam przejażdżkę, tym bardziej, że bilet kupimy w zwykłej cenie.
Zdjęcia tylko z telefonu:



Drewniane kasy biletowe
Wieczorem, po krótkim odpoczynku w hostelu, niestrudzeni dalej szukamy langosza :) A po drodze taki cuda:
Największa synagoga w Europie!

Misja langosz nadal niewykonana :( Ostatnie podejście zdesperowanych poszukiwaczy węgierskich smaków odbędzie się jutro. A tymczasem inna kulinarna perełka, tylko dla prawdziwych koneserów ;)


Wtorek- ostatni dzień w biegu! I langosz :-)

Z samego rana pakujemy się i ruszamy do Parlamentu. Chcemy się załapać na wczesne zwiedzanie (bilety są na konkretną godzinę). Niestety, na miejscu dowiadujemy się, że wszystkie miejscówki zostały wyprzedane, więc bierzemy bilety na 10.45.
Dzięki temu mamy wystarczająco dużo czasu na upolowanie langosza na stacji Lehel Ter :)

Wskazówka - wchodzimy do Hali Targowej, mijamy niedużą budkę z langoszami i pieczywem przy wejściu i trzymając się lewej strony, mniej więcej za połową znajdujemy TEN właściwy punkt :) Langosz z czosnkiem, śmietaną i serem w cenie 350ft, smak i radość z zakończonych poszukiwań- bezcenna :)
Tłusto i smacznie :) Zapycha spokojnie na kilka godzin.
Langosze są naprawdę rewelacyjne- mimo że smażone na głębokim tłuszczu, nie ociekają nim, a mają chrupiącą skórkę i miękki, wilgotny środek. Nasączone wodą czosnkową (nie mam pojęcia, jak ją robią, ale jest świetna), polane kwaśną śmietaną i posypane startym żółtym serem- to wersja na bogato ;) Można wziąć tylko z jednym składnikiem. Są również opcje np meksykańskie, ale traktuję to jako ciekawostkę dla turystów, bo tradycyjnego langosza podaje się w sposób jak wyżej.

Po sutym śniadaniu wracamy do Parlamentu.



Przed głównym wejściem opozycjoniści premiera Orbana, patrz na prawą stronę.
Zwiedzanie - Dla osób poniżej 26 roku życia mieszkających w UE bilet kosztuje 1000 ft. Niewymagany jest status ucznia lub studenta. Zwiedzanie odbywa się w języku angielskim lub kilku innych wybranych (bez polskiego).

Przechodzimy przez drobiazgową kontrolę bezpieczeństwa, oddajemy tobołki do szatni i zagłębiamy się we wnętrza najbardziej znanego budynku Budapesztu.
Od pierwszej chwili robi wrażenie:
Pozłacana (?) klatka schodowa.

Sufit też obficie złocony.

Korytarz w kierunku głównego hallu.
 Pierwszy przystanek jest w hallu przy głównym wejściu:


Jakżeby inaczej.... Znów sufit skąpany w złocie.
Mamy farta i trafiamy na zmianę warty przy insygniach królewskich:

Niestety, to jedyne zdjęcie, jakie zrobiłam.
Żołnierze pełnią wartę w Sali pod Kopułą, gdzie jest prezentowana Korona Świętego Stanisława- najważniejsze insygnium królewskie Węgier. Nie wolno robić zdjęć w tej sali, nie warto też ryzykować i robić ich z ukrycia- czujne oczy żołnierzy i ochroniarzy dostrzegą każdy podejrzany ruch.
Źródło: odyseusz.com.pl
Dalej przechodzimy prostym korytarzem do Sali Obrad, gdzie mamy kolejną przerwę wypełnioną opowieściami przewodniczki i fotografowaniem:

Rozmiłowani w złocie ci Węgrzy :)



Teraz już tylko ostatnie schody...

... i śliczne rzeźby....
... i rozstajemy się z przewodniczką w sali z wystawą dotyczącą Parlamentu. Najciekawszy eksponat to makieta budynku:



Zdecydowanie Parlament jest najważniejszym z must see w Budapeszcie. Mimo że zwiedzanie trwa krótko, około 30 minut, a bilety nie są najtańsze, to nie rezygnujcie z tej atrakcji. Zwłaszcza podniosła atmosfera w Sali pod Kopułą, gdzie znajduje się Korona jest warta tej wejściówki :)

Słonecznie, ale chłodno :)
Dalej idziemy w stronę najmodniejszej ulicy, Andrassy'ego. Po drodze mijamy węgierską Operę:

Z perspektywy żabki.
Główny hall.
Zawijana klatka schodowa prowadząca na górne rzędy.

Wstępujemy też do jednej z najpiękniejszych kawiarni- mowa o Alexandra BookCafe. Z ulicy wchodzimy do księgarni i stąd, ruchomymi schodami, wjeżdżamy na drugie piętro do wspaniałej, renesansowej sali balowej, gdzie piętrzą się kuszące ciasta i przekąski. To wszystko doprawione aromatem świeżo parzonej kawy.... Gdybyśmy tylko mieli więcej czasu, zostałabym tutaj na pewno! ;)

Do odlotu zostaje nam ledwie kilka godzin, więc zbieramy się na Blaha Lujza Ter po ostatniego langosza :) Jakie one są pyszne! Okupujemy wolne ławki, wcinamy i grzejemy się w słońcu.

Niestety, to co dobre, szybko się kończy - pora jechać na lotnisko.

Dojazd jest naprawdę bezproblemowy, lotnisko jest dobrze skomunikowane z miastem (zapamiętajcie przede wszystkim dworzec Kobanya-Kispest jako punkt przesiadkowy), a sam dojazd zajmuje nie więcej niż godzinę.

Na lotnisku jesteśmy na tyle wcześnie, że możemy siąść na polu i złapać ostatni raz węgierską opaleniznę, delektując się miejscowymi rarytasami (Tokaj i bagietka) ;)
Nawet przysiedli się do nas miejscowi:



Lotnisko w Budapeszcie jest całkiem spore, ale dobrze rozplanowane. Najbardziej spodobała mi się ogromna przeszklona ściana w strefie bezcłowej i gastronomicznej, skąd można było obserwować płytę lotniska:


Identyczną Landrynką wracaliśmy do kraju.
W Warszawie szybko przedostaliśmy się na dworzec i pomknęliśmy Pendolinem do domu.

Kawa i sok- Pendo nie rozczarowuje :)
Jak mówi stare powiedzenie: święta, święta i po świętach! Tegoroczne pozostaną jednak w pamięci na zawsze :))

Podsumowanie kosztów:
  • loty WAW - BUD - WAW [Wizzair] - 108 zł
  • pociąg Kraków - Warszawa - Kraków - 49 zł
  • hostel Natty Dog w Budapeszcie (2 noce) - 40e (ok. 173 zł)
  • inne wydatki (jedzenie, bilety wstępu, komunikacja miejska, rozrywka) - 80 zł
Sumarycznie 410 zł.


Budapeszt to wspaniałe miasto, zachwycające przepiękną architekturą, pyszną kuchnią (uwaga, mocno mięsną i ostrą), spokojnym klimatem i szeregiem atrakcji, a to wszystko w stosunkowo przyjaznych cenach (co udowodniłam powyżej). W moim osobistym rankingu plasuje się razem z Pragą w czołówce europejskich miast, do których z chęcią wrócę :)

Spodoba Ci si� r�wnie�

2 komentarze

  1. Budapeszt :) cudowne miasto, świetnie się tam spędza czas.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się w 100% z Tobą, Felko! Co więcej, zauroczył mnie na tyle, że jadę tam jeszcze raz, tym razem poznać miasto w bożonarodzeniowej scenerii :) póki co pozdrawiam ze wspaniałych, słonecznych Aten! :)

    OdpowiedzUsuń