Podróż uśmiechu :)

Czasami cel podróży nie jest najważniejszy - liczy się sama droga, to, czego się na niej dowiadujesz i co robisz

Włoskie ferie, 10-14.02.2015 (cz. I) - Bolonia!

By 22:13 , , ,

Ferie są jedynym okresem w roku, kiedy obowiązkowo organizuję podróż. W tym roku szczęśliwie udało mi się upolować świetną ofertę- lot Ryanairem (bagaż!) z Krakowa (dom!) do Bolonii (ciepło!), po drodze odwiedzając Florencję (tanio!) i zahaczając o Festiwal Czekolady (słodko :)).
Aby jednak zrównoważyć nadmiar szczęścia przy składaniu wyjazdu, cała podróż obfitowała w mnóstwo złośliwości losu...

Bolońskie klimaty

Kompletnie niewyspana pakuję się i ogarniam nad ranem, tuż przed wyjściem z domu na lotnisko. Planowałam jechać MPK, jednak standardowo "prawie zdążyłam wyjść z domu"- decyduję się więc na rower. Pogoda jest fatalna- gdzieniegdzie leży śnieg pokryty zlodowaciałą skorupką. Ostrożnie jadę wzdłuż Zakopianki, aż tu nagle- JEBUDUB!- leżę na chodniku przygnieciona plecakiem. Natychmiast się podnoszę i dalej pędzę na Mateczne. Sprzed nosa ucieka mi jednak autobus, dlatego ile sił w nogach jadę na Cracovię, aby złapać bezpośredni autobus na lotnisko.
Na przystanku okazuje się, że straty po upadku są większe, niż myślałam- kompletnie rozdarte rajstopy, kolano w odcieniach czerwieni i czerni, przemoczone rękawiczki. Opatrzę się na lotnisku, myślę, tylko niechże ten autobus przyjedzie na czas! Już 5 minut temu powinien być!
W końcu, 10 minut spóźniony przyjeżdża. Uff, może jednak dolecę na ten urlop, bo zaczynałam mieć wątpliwości... :)
W autobusie nie działa biletomat, a kierowca nie ma biletów. Świetnie, jeszcze mi się mandat przytrafi!, klnę już w głowie. Jako gapowiczka docieram jednak bez konsekwencji na lotnisko.

Pierwszy raz odprawiam się bez wydrukowanej karty pokładowej- korzystam z aplikacji mobilnej Ryanaira. Nigdzie nie było najmniejszych problemów, także polecam :)
A w samolocie siadam wśród siatkarzy Skry Bełchatów!


Gdyby tylko nie to nieszczęsne kolano, to poprosiłabym o autograf. Ehh, ten pech!...

Nareszcie - docieram do Bolonii!

Na lotnisku od razu kieruję się do łazienki, żeby się przebrać w coś niedziurawego :) Przy szukaniu ciuchów okazuje się, że poza kolanem oberwał też lakier do paznokci i moja torebka pływa w resztkach klejącej, intensywnie pachnącej mazi. 

Przypadek? Nie sądzę.
Jeszcze przed wyjazdem postanowiłam nie szaleć z pieniędzmi, dlatego rezygnuję z autobusu lotniskowego i wybieram komunikację miejską- trzeba przejść niecały kilometr do przystanku znajdującego się na osiedlu niedaleko lotniska. Bilety kupuję w tabacchiero (czyli barze ;)) naprzeciw przystanku, koszt 1,30e.

Koniec moich żalów, zapraszam na krótką wycieczkę po mieście!

Centrum Bolonii

Jestem mocno zaskoczona pogodą, bo mimo intensywnego słońca, śniegu jest tyle samo, co w Krakowie. Przypominam, że jechałam z zamiarem odpoczęcia od zimy ;)
Oczywiście wszędzie docieram piechotką, zabytki są rozlokowane w niedużej odległości. Zwiedzanie zaczynam od Placu Neptuna, gdzie główną atrakcją jest fontanna z dość kontrowersyjnymi rzeźbami.

Papa Neptun na szczycie

Nie-takie-niewinne Syrenki...
Tuż obok jest Palazzo d'Accursio, aktualnie galeria dzieł sztuki.

Nawet widać hałdy śniegu ;)
Od strony południowej jest Basilica di San Petronio, czyli główny kościół poświęcony patronowi miasta. Z zewnątrz surowa bryła nie zachęca do wejścia. Warto jednak wstąpić, gdyż jest to 15. z największych kościołów na świecie!


Wewnątrz nie wolno robić zdjęć.

Zachęcam do obejrzenia jednego z fresków w kaplicy po lewej stronie- jest na nim przedstawiony Mahomet strącony do piekła. Malowidło stało się bezpośrednią przyczyną planowanych zamachów terrorystycznych radykalnych muzułmanów powiązanych z Al-Kaidą. Na szczęście dwukrotnie udało się w porę zapobiec tragedii.

Mam mnóstwo czasu, więc spacerując pod arkadami, które otulają niemal wszystkie chodniki, docieram do Santa Maria dei Servi.

Otoczona potężnymi arkadami...

Ogromna przestrzeń!
Docieram także do wspaniałego kompleksu kościołów, tutaj znanego jako Kościół św. Stefana. Jest to siedem kościołów (!), które powstawały na przestrzeni wieków. Na planie pogańskiej świątyni wybudowano pierwszy z nich w XI wieku, kolejne były dobudowywane obok poprzednika lub wręcz na nim :) Świetna sprawa- spacer śladem historii, która zmienia się dosłownie co parę kroków!

Fasada wygrzana w zimowym słońcu
Najstarszy kościół.


W II kościele
W III kościele
VII, ostatni w rodzinie.
Razem z Cristiano, moim hostem, jemy obiad w fajnej wege knajpie- Centro Natura.
Jedzenie na wagę, do wyboru do koloru, za moją średnio dużą porcję zapłaciłam 9,3e.

Wieczorem idziemy razem zwiedzić Bibliotekę Sala Borsa (dawna giełda papierów wartościowych) na Piazza Maggiore, zaraz naprzeciw Fontanny Neptuna.

Spektakularne sklepienie

Podłoga zrobiona z przezroczystych kafli....
Schodząc pod podłogę, można zobaczyć pozostałości po pierwotnym pałacu z czasów Imperium Rzymskiego.
Z ciekawostek- działa tam biblioteka dla małych dzieci- przed drzwiami jest zaparkowane kilkanaście wózków, a mamy mogą tam spędzić czas z dzieciakami w świetnie zorganizowanej czytelni i świetlicy. Edukacja górą! ;)

Później duuużo spacerujemy po mieście, tutaj jedna z bram do miasta, niestety nie pamiętam konkretnie, która:


Wieczór spędzamy w domku z pyszną pastą i butelką wina :)

Środę i czwartek spędzam we Florencji - tutaj znajdziesz relację!

Po powrocie do Bolonii idę prosto do Corrado, trzeciego hosta. Jestem nieco zmęczona, więc kładę się wcześnie spać, a dalsze delektowanie się Bolonią przesuwam na kolejny dzień.

Mimo że pogoda nie sprzyja (jest zimno i pochmurno), wchodzę na wieżę Asinelli (wstęp 3e). 

To ta z lewej strony.
Niecałe 500 schodów wyżej podziwiam panoramę miasta:

Strona północna


Góry w tle robią klimat :)
Po takim trudzie należy się coś słodkiego- najlepiej włoskie gelato, mmm :)

Włosi- lodowi mistrzowie!
Popołudnie i wieczór spędzam z Corrado- wcinamy pyszne spagetti z sosem ragout, odbieramy Juliannę z lotniska i idziemy wspólnie do Enoteci na wyśmienite wina :)

Rano, przed odlotem, zdążyłam jeszcze uwiecznić gratkę dla miłośników motoryzacji:

Kusiciel na lotnisku.
Lot mija spokojnie, tym razem nic pechowego się nie stało :)

Kraków wita mnie fantastyczną, wiosenną pogodą i... oderwaną lampką od roweru :p

Podsumowanie kosztów:
  • komunikacja miejska - 4 euro
  • bilety wstępu - 3 euro (tylko wieża, reszta atrakcji darmowa)
  • jedzenie i picie - 24,10 euro (jak zwykle sporo, niestety nie potrafię się opanować na widok tamtejszych smakołyków ;) Przykładowe ceny: kawa 1-1,5e; brioche 1-1,2e; obiad 8-10e; lody 2e za dwa smaki; wino w Enotece 4e
  • podsumowanie kosztów całej podróży znajdziesz tutaj
Bolonia jest spokojnym miastem, które oferuje rozsądną ilość zwiedzania, a przy tym bezgraniczną feerię smaków nieprzyzwoicie pysznej kuchni!
Miasto naprawdę mi się spodobało, morze czerwonych dachów jest urzekające, tunele arkad nadają specyficzny klimat, a wszechobecni studenci gwarantują dobry humor i uśmiech na twarzy :) Mimo to myślę, że jeden, góra dwa dni są wystarczające do nacieszenia się miastem. W końcu tak blisko czeka na nas Toskania wraz ze swoją najpiękniejszą perłą- Florencją!

Spodoba Ci si� r�wnie�

0 komentarze