Podróż uśmiechu :)

Czasami cel podróży nie jest najważniejszy - liczy się sama droga, to, czego się na niej dowiadujesz i co robisz

Londyn! 9-13.10.2014 (cz. 2)

By 01:24 , , , ,

** Część pierwsza- KLIK! **

Janek zaprasza nas do siebie (tzn. dzielnicy Ealing Broadway). Dzięki temu dowiadujemy się, jak funkcjonuje Londyn w czasie godzin szczytu. Krótko mówiąc- nie funkcjonuje :D Zakorkowane ulice- autobusy i samochody stoją, rowery przy okazji też; zakorkowane chodniki- ludzie mozolnie się przepychają w swoją stronę, przy okazji obijając się o innych przechodniów.


W końcu dojeżdżamy do końcowej stacji. Janek przyjeżdża po nas samochodem i zabiera pierwsze na zakupy do Tesco, w którym można kupić prawie cały polski asortyment (a mówią, że nie ma w UK Ptasiego Mleczka!), a później do domu.


"Typowy angielski dom" ... ;)
Pierwszego wieczoru dostajemy propozycję nie do odrzucenia- nocny trip do centrum Londynu! :)) Oczywiście nie omieszkamy skorzystać z propozycji i śmigamy samochodem po... odbiór mandatu :D

*** Mandaty w Londynie to baaardzo powszechna rzecz- całe miasto jest monitorowane, a kary są wlepiane za najmniejsze przewinienia- nie ma mowy o taryfie ulgowej.
Dwa przykłady zaczerpnięte z życia przeciętnego mieszkańca:


  • na części skrzyżowań są wyrysowane kraty, na których nie można zatrzymać samochodu. Służy to zapobieganiu blokowania przejazdu dla kierowców ruszających z prawej i lewej strony. Wystarczy pozostawić jakieś 5 cm nadwozia samochodu w strefie zakazanej, a najprawdopodobniej już kolejnego dnia w skrzynce pocztowej będzie czekać jedno z Twoich najdroższych zdjęć ;)
  •  podwozisz znajomego do pracy/ do domu. Zatrzymujesz się przy krawężniku na jakieś 2 sekundy, żeby mógł szybko i bez szkody dla zdrowia wyskoczyć z samochodu, jednak- jak się okazuje- zapomina teczki w Twojej bryce. Macha rękami, woła, biegnie za Tobą (w końcu teczka- rzecz niezbędna!), aż  w końcu zauważasz nieszczęśnika, więc kilkadziesiąt metrów dalej zatrzymujesz się na kolejne 2 sekundy, aby zgubę przekazać w prawowite ręce. Efekt? 2 kolejne zdjęcia do albumu i podwójna stawka za miejskie usługi fotograficzne ;)
Dalszą część nocy spędzamy na degustacji alkoholi z różnych stron świata i niekończących się rozmowach :)
Idziemy spać dopiero koło 5 rano- warte odnotowania jest to, że dostajemy pokoik na własny użytek :)

Kolejnego dnia Janek dokarmia nas, biedne istotki z dalekiej Polski, a na popołudnie proponuje wycieczkę na Camden Market! Nie sposób odmówić :)

Fotorelacja z drogi A40:


Jeszcze pusta droga, można śmigać!

Samotny wśród obcych- dziwny blok z "doczepioną" windą.

Madame Tuusauds - komercyjna atrakcja wraz z ogonkiem tłumu spragnionego widoku woskowych figur za horrendalną opłatą 20 GBP :) Bez żalu rezygnujemy z tej rozrywki.

Już niedługo, ajj! :D
 W końcu trafiamy na magiczny Camden:



Po prawej stronie widać barki, które służą za ... mieszkania! Ich dużym plusem jest to, że oszczędza się na kosztach wynajmu, które są wręcz niebotyczne w centrum Londynu. Można oczywiście zacumować w specjalnych przystaniach za niską opłatą. To dopiero klimat- mieszkać w pływającym domu w centrum Londynu w zasadzie za darmo!

Kanały w tej dzielnicy to popularne miejsce spotkań w plenerze:


Kilka słów o samym Camden Market:
  • To jeden z najsłynniejszych i największych targowisk w Londynie, w którym można kupić zarówno typowo turystyczne pamiątki, ubrania, kosmetyki, drobiazgi z różnych stron świata (dominują europejskie, arabskie i hinduskie), jak i coś na ząb (u nas pyszna pizza na kawałki).
  • Główna część targu powstała po zagospodarowaniu dawnych stajni królewskich- spójrzcie pod nogi na drewnianą podłogę :)
  • Na targu czuć charakterystyczny klimat szeroko rozumianej kultury alternatywnej, choć i tutaj zaczyna wkradać się komercha. Liczę jednak, że ten specyficzny klimat, który przyciąga tłumy turystów i miejscowych, utrzymał się jak najdłużej :)
  • Naprzeciw jednego z wejść mieszkała tragicznie zmarła Amy Winehouse.

W labiryncie korytarzy można odnaleźć herb Stajni Królewskich. 

Konie przy wejściu do Horse Tunnel Market.
Yummy, tyle pyszności! :)
Kręcimy się po targu przez pół dnia, aż w końcu siadamy w barze na popołudniowe piwko.

Nie jestem piwoszem, więc powiem krótko- smakuje tak, jak każde piwo :D
Wracamy do domu, gdzie nasz Host postanawia zostawić nam chatę wolną, żebyśmy się wyspały na kolejny dzień, na który mamy zakupione bilety na jednodniową wycieczkę poza miasto. Lodówka pełna, słodyczy też nie brakowało, do rozrywki telewizornia i laptop, ciepło, czysto i bezpiecznie. Czego chcieć więcej? :D Naprawdę, cały czas zadziwia mnie to, jak cudownie życzliwych ludzi można poznać przez Couchsurfing :)

Nadchodzi niedzielny ranek.
Zbieramy się na długą wycieczkę do centrum Londynu na autobus do Oksfordu. Dojazd zajmuje prawie 1,5h, dlatego zdążyłyśmy zmienić plany i jednak zostać w stolicy :) Tyle rzeczy zostało nam jeszcze do zobaczenia! Niestety bilety były wcześniej opłacone, mimo to odkładamy Oksford na ... bliżej nieokreślony czas.

Godzina 8.00, punkt pierwszy dzisiejszego dnia- Harrods!

Już widok budynku daje przedsmak luksusu, na jaki możemy liczyć w środku.
Niestety, rano pocałowałyśmy klamkę :D Otwarte od 11.00.
Po drodze robimy zakupy w zwykłym spożywczym i wstępujemy do Mc na kawkę i śniadanie. Pogoda nie jest już tak łaskawa jak w poprzednie dni i szukamy ciepłego miejsca na spędzenie poranka :)

Korzystając z rowerów miejskich, jedziemy zobaczyć Kensington Palace.

Brama frontowa.

Widok z boku.

Z rowerkiem nad stawem w Kensington Gardens.
Co do rowerów:
  • 24-godzinny dostęp kosztuje 2 GBP pod warunkiem, że oddamy rower do 30 minut od momentu wypożyczenia. Później system nalicza 1 GBP za kolejne 30 minut i wyższe stawki za dłuższy czas wypożyczenia.
  • stacje dokujące są praktycznie na każdym kroku. Jeśli jednak trafimy na stację, która ma zapełnione wszystkie miejsca, a nasz czas niebezpiecznie zbliża się ku końcowi, wystarczy na urządzeniu wbić numer roweru i zaznaczyć "brak wolnych miejsc", a dostaniemy dodatkowe 15 minut na znalezienie innej stacji (można również podejrzeć na mapie, ile miejsc wolnych jest w poszczególnych stacjach w okolicy).
  • rowery są bardzo porządne i wygodne. Szybko i bezproblemowo ustawimy siodełko na odpowiednią wysokość. Poza tym są wyposażone w 3 przerzutki, które wystarczają w zupełności do sprawnego poruszania się w ruchu miejskim. Z przodu jest miejsce na niewielki bagaż, który zabezpieczymy dołączoną linką- torebka średniej wielkości spokojnie się mieści.
  • nie trzeba się rejestrować w systemie- wystarczy tylko wczytać kartę bankową (ja korzystałam z debetowej) i system wg danych tej karty będzie nas rozpoznawał przy każdym kolejnym wypożyczeniu roweru (my korzystałyśmy tylko z mojej karty, na którą wypożyczałyśmy jednocześnie dwa rowery, oczywiście za podwójną opłatą). Przy zwrocie należy wsunąć rower w wolny stojak i po zaświeceniu zielonej lampki zwrot zostaje zaksięgowany.
  • sam system jest dość intuicyjny i prosty :) myślę, że każdy sobie z nim poradzi.
  • poruszanie się w ten sposób po mieście jest niesłychanie tanie i szybkie! Polecam zdecydowanie każdemu turyście!...
  • .... należy tylko się przyzwyczaić do ruchu lewostronnego. Ojj, na początku szło mi to naprawdę opornie... :)
  • Tutaj dowiesz się więcej.
Dziś niedziela - idealny dzień na wizytę na Portobello Market! Oczywiście podjeżdżamy rowerkami, mając w głowie wyobrażenie targu jeszcze lepszego i bardziej widowiskowego niż wczorajszy Camden.
Tymczasem na miejscu... Nic specjalnego. Uliczka z kramami, kilku spacerowiczów. Poważnie, nawet nie zrobiłam ani jednego zdjęcia. (Winą obarczamy jednak fakt, że pojawiłyśmy się tam zbyt późno).

Pomimo niewielkiego rozczarowania entuzjazm wraca, ponieważ jedziemy w jedno z najbardziej oczekiwanych miejsc- Science Museum! 

Muzeum jest naprawdę wspaniałe! Mnóstwo eksponatów, interaktywnych atrakcji, ciekawie zagospodarowana przestrzeń. Przeznaczcie na niego co najmniej 3-4 godzinki lub podzielcie zwiedzanie na kilka dni. Naprawdę warto! :)

Apollo 10


Retro samochody :)

Kamień księżycowy
Zaraz obok jest kolejny obowiązkowy punkt podczas wizyty w Londynie- Muzeum Wiktorii i Alberta.
Jest to największe muzeum sztuki i rzemiosła artystycznego na świecie. Około 4,5 miliona eksponatów skutecznie pokona nudę na cały dzień :) Byłyśmy już mocno znużone i zmęczone wizytą w Muzeum Nauki, więc u Wiktorii i Alberta skupiłyśmy się głównie na dziale British Galleries 1500-1900. Zwiedzanie polega na przejściu przez mnóstwo pokojów urządzonych w całości na wzór architektury tych czasów. Niezapomniane wrażenia!

Aranżacja jednego z pokoi.

Wspaniała, kunsztownie zdobiona zastawa.

... I prawie selfie w lustrze :D


Makieta królewskiej karety.
Oglądamy także fascynującą wystawę o kobiecej modzie na przestrzeni ostatnich stuleci:






Na końcu odwiedzamy salę z zabytkami epoki starożytnej:

Kopia kolumny trojańskiej- przecięta w pół, nie zmieściła się w całości :)

Kolejny męczący dzień za nami... :) Pora wracać do Janka na ostatnią noc, mocno zakrapianą wykwintnym trunkiem:

Oryginalna Whisky z Parlamentu!
Ostatniego dnia w Londynie oczywiście znów wstajemy późno, Janek podrzuca nas na metro i w wyśmienitych nastrojach jedziemy do centrum na szybkie zwiedzanie pominiętych wcześniej atrakcji :) Niestety pogoda staje się typowo angielska- jest chłodno, mgliście i trochę mży.
Z tego powodu w ogóle nie wyciągam aparatu, w ruch idzie komórka ;)

Na pierwszy ogień- Tower of London:




Czerwone morze, które zalewa mury Tower to sztuczne, ceramiczne maki. Instalacja została zaprojektowana, aby uczcić pamięć brytyjskich żołnierzy, którzy oddali swoje życie za ojczyznę w czasie I wojny światowej. Docelowo liczba posadzonych kwiatów ma wynosić dokładnie 888 246- jeden kwiat za jednego poległego żołnierza. Ostatni z nich zostanie posadzony 11 listopada 2018 roku- w setną rocznicę podpisania zawieszenia broni.

Twierdza jest naprawdę spora (jak wszystko w Londynie) i oblegana przez turystów ;) Punkt obowiązkowy! Bilety są dość drogie, więc odpuszczamy zwiedzanie wnętrza zamku, poza tym czas nagli...

Spacerem udajemy się w stronę kolejnego symbolu Londynu- London Bridge:

Tutaj w tonacji czarno-białej....
I w kolorach (nie przypuszczałam, że elementy Mostu są tak intensywnie niebieskie!)
 Z daleka nie sposób dostrzec jego potężnych rozmiarów. Dostrzegamy je dopiero przy wejściu na most:


Mimo niesprzyjającej pogody decydujemy się na spacer po biznesowej dzielnicy - City.
Las szklanych wieżowców, kolejki młodych mężczyzn w garniturach po kolejną kawę na wynos w Starbucksie czy Coście.... Korporacyjne szaleństwo ;)
Na zdjęciu najwyższy wieżowiec w Europie- The Shard, mierzący niemal 310 metrów, co przekłada się na 72 kondygnacje. Na szczycie znajduje się taras widokowy, o czym dowiedziałam się niestety po powrocie do domu :( No cóż, nie ma tego złego- pogoda i tak pokrzyżowałaby przyjemność delektowania się widokiem na stolicę z perspektywy lotu ptaka.
The Shard tonący we mgle.
Ostatnie zdjęcie zamglonego Londynu- widok z Millenium Bridge na London Bridge:


W Londynie czas naprawdę mknie szybciej niż zazwyczaj! Wpadamy na szybki posiłek w McDonaldzie i metrem jedziemy na Gloucester Place, skąd mamy zarezerwowanego Easy Busa na lotnisko Stansted.

Trochę opowieści lotniskowych:
  • Stansted jest królestwem Ryanaira- innych przewoźników ze świeczką szukać :) W lotach kombinowanych jest więc świetnym punktem przesiadkowym.
  • Na wypadek nocnej przerwy w podróży- można podrzemać na średnio wygodnych fotelach w części gastronomicznej, swoją drogą też nieźle zaopatrzonej- wcześniej warto uzbroić się w kupony rabatowe do Burger Kinga, aby zaoszczędzić trochę funtów :)
  • Jest to największe lotnisko, na którym byłam! Skutkuje to naprawdę długą odprawą! Udaje nam się ominąć kolejkę, błagalnie prosząc o wpuszczenie do ekspresowej kontroli bezpieczeństwa...
  • ... To jednak nie koniec przygód- aby dostać się do bramki, musimy poczekać na pociąg, który nas do niej zawiezie! W tej chwili Stansted jawi mi się jako mniejsze, bliźniacze miasto Londynu, w którym skądinąd dobrze zorganizowana komunikacja może jednak zawieść...
  • Mocno zestresowane i zziajane wpadamy do naszego gate'u! Samolot nam całe szczęście nie ucieka, jest za to kilkanaście minut opóźniony (jak większość odlatujących ze Stansted).
  • Wchodząc na pokład, z niedowierzaniem obserwuję korek na pasie startowym- samoloty powinny odlatywać planowo w odstępie 5 minut, jednak w rzeczywistości jest to niewykonalne i tworzy się kolejka kilku maszyn gotowych do kołowania. Widok niezapomniany :)
Plecaki lądują w schowku. Zajmujemy przydzielone miejsca. Włączamy tryb samolotowy w komórkach. Startujemy... Do zobaczenia, Londynie! :)

Wrocław wita nas rzęsistym deszczem, na szczęście udaje nam się szybko wsiąść do autobusu lotniskowego. Na dworcu PKS żegnam się z Natką (:*) i wsiadam w Polskiego Busa.

Koło 3.00 jestem w domku, bardzo zmęczona i bardzo szczęśliwa :)

Podsumowanie kosztów:
  • bilety lotnicze: 34 zł (WizzAir) i 107 zł (Ryanair)
  • transfer lotnisko - Londyn - lotnisko (Easy Bus): 11 GBP
  • bilety do Oxfordu (Megabus): 7 GBP (niewykorzystane ;))
  • nocleg w hostelu: 14 GBP
  • komunikacja miejska w Londynie: 23 GBP (karta Oyster) i 4 GBP (rowery miejskie)
  • inne koszty w Londynie: ok. 23 GBP
  • transfer Krk - Wro - Krk: 47 zł (Polski Bus)
Sumarycznie 188 zł i 82 GBP - po kursie 5,25 zł i nieznacznym zaokrągleniu mamy 620 zł. Jak mówiłam- miało być sporo taniej ;) Mam przynajmniej nauczkę, aby każdą kolejną podróż skrupulatnie zaplanować, żeby uniknąć niepotrzebnych kosztów i bezmyślnego marnowania pieniędzy.
Po powrocie nasunęło mi się sporo wniosków i przemyśleń, czym chcę się na łamach tegoż bloga ze wszystkimi Czytelnikami podzielić :)

Londyn mnie zaczarował! Miasto tętniące życiem, w którym czas pędzi bezlitośnie do przodu, choć z drugiej strony daje też możliwość zatrzymania się i obserwacji tego pędu z boku, z pozycji biernego obserwatora. Kapitalne połączenie wrażeń!
Kilka dni spędzonych w tym mieście i długie rozmowy z Jankiem przekonały mnie, że warto zaryzykować i pojechać tam za pracą. W moim przypadku proces jest w toku :)
Czuję ogromny niedosyt po tej podróży! Londyn ciągle nie odkrył przede mną swojego pełnego oblicza i nie pokazał wszystkiego, co ma do zaoferowania! Postanowiłam więc zrobić drugie podejście- 28 stycznia czeka moją przyjaciółkę Paulinę i mnie jednodniówka :)) Cannot wait!

Spodoba Ci si� r�wnie�

0 komentarze